wtorek, 3 czerwca 2014

[01] Rozdział Pierwszy

         Poczekała chwilę, aż szofer otworzy drzwi po jej stronie, po czym natychmiast wyszła z pojazdu, udając się w kierunku wejścia do domu. Rozejrzała się uważnie dookoła. Rodzice nic nie zmienili w wyglądzie ogrodu. Dookoła posesji rósł żywo - zielony żywopłot, który aktualnie był przycinany przez ich ogrodnika. Do garażu oraz drzwi wejściowych prowadziły dróżki wyłożone żwirem, a ich krańce zostały oznaczone ozdobnymi kamieniami w różnych, aczkolwiek idealnie pasujących do siebie, kolorach. Madeleine zdjęła ze stóp balerinki i zaczęła podążać na placach po soczysto - zielonej trawie za dom. Czuła, jak pojedyncze źdźbła delikatnie łaskoczą ją w skórę podeszw. Cień uśmiechu powrócił na jej zmęczoną twarz, kiedy zobaczyła ogromny basen, obłożony biało – kremowymi płytkami. Przechyliła głowę lekko w prawo, przyglądając się drewnianemu stołowi ogrodowemu z parasolem w kolorze płytek oraz krzesłom z tego samego materiału, na których znajdowały się miękkie poduszki. Szatynka doskonale pamięta niejeden rodzinny wieczór, spędzony przy muzyce, grillu oraz w rodzinnej atmosferze. Ożywiła się nieznacznie, przypominając sobie o jeszcze jednym, znaczącym dla niej bardzo wiele, elemencie ogródkowego wystroju.

         Natychmiast odwróciła spojrzenie swoich błękitnych oczu na lewo od basenu, który tak swoją drogą był napełniony wodą. Zaciągnęła się zapachem chloru, ruszając w kierunku drewnianej, dwuosobowej huśtawki. Przełożyła balerinę z lewej do prawej ręki i delikatnie, opuszkami palców, przejechała po jej nierównej teksturze, jakby bała się, że to wszystko za chwilę zniknie, a ona sama obudzi się w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Ku jej wielkiej uciesze nic takiego się nie stało. Uradowana ruszyła w kierunku dużego, balkonowego okna, aby w końcu znaleźć się wewnątrz domu. Po drodze wymachiwała rękami, jak mała dziewczynka, która posiadła swoją wymarzoną zabawkę, ale jej nie przeszkadzało to ani trochę. Przecież znów była u siebie.

         Kiedy po kilkunastu sekundach była już u celu, odrzuciła buty gdzieś na bok i położyła wolne, drżące dłonie na szybie, pozostawiając w tych miejscach mokre od potu plamy. Niepewnie, wkładając w tę czynność cała swoją siłę, pchnęła przed siebie szklany przedmiot. Madeleine natychmiast ukazało się przestrzenne pomieszczenie, którego ściany zostały pomalowane jasnożółtą farbą. Na prawo od wejścia wisiał telewizor plazmowy, a dookoła niego ustawione zostało kino domowe. Salon był bezpośrednio połączony z kuchnią w odcieniach brązu, a dwa pomieszczenia dzieliła jedynie niewielka ścianka działowa. Zaczęła przemieszczać się w kierunku holu, a towarzyszył jej cichy odgłos uderzania bosych stóp o drewniany parkiet. Z delikatnym uśmiechem, ozdabiającym usta szatynki, zaczęła wspinać się po schodach. Osiemnastolatka miała teraz tylko jeden cel – swój stary pokój. Szybkim krokiem podążyła w kierunku ostatnich na korytarzu drzwi. Przejechała długimi palcami po metalowej klamce, by po kilku sekundach zawahania nacisnąć ją i pchnąć do przodu drzwi, wykonane z ciemnego drewna, które ustąpiły bez najmniejszego problemu. To, co zobaczyła sprawiło, że oddech zastygł w jej piersi, a na zaróżowionych z podniecenia policzkach  pojawiły się słone łzy. Nie kontrolując swoich odruchów zakryła usta dłońmi, pozwalając spazmatycznemu szlochowi wstrząsnąć drobnym, wychudzonym ciałem. Wszystko, nawet posłanie czy ustawienie ramek ze zdjęciami było takie samo.

         Ściany pokrywała warstwa ciemnofioletowej farby. Na lewo od wejścia stało duże, dwuosobowe, okrągłe łóżko z pościelą w prawie takim samy kolorze. Podeszła do okna, aby otworzyć je górą i chwilę później położyła się na swoim ulubionym meblu w całym domu. Ułożyła ręce pod głową tak, żeby było jej jak najwygodniej. Zamknęła oczy, rozkoszując się ciepłym wiaterkiem, który owiewał cały pokój, na samym początku trzepocząc śnieżnobiałymi firankami. Jedno trzeba przyznać – w porównaniu do szpitala, to wszystkie pomieszczenia są jak sterylne. Nie trwała długo w pozycji leżącej, ponieważ naszła ją ochota, żeby zmyć z siebie pozostałości po ostatnich dwudziestu miesiącach męczarni. Podniosła się, podchodząc do innych drzwi, które były identyczne, jak poprzednie. Za nimi znajdowała się prywatna garderoba Madeleine. Skrzywiła się  nieznacznie, obserwując wszystkie ubrania znajdujące się w jej wnętrzu. Zmieniła się przez ostatnie miesiące i nie chciała ubierać na siebie dziewczęcych ciuchów, ponieważ to głównie one obwiniała o całe to zajście. Westchnęła ciężko, zaciskając dłonie w pięści. Musi przestać myśleć o tym zdarzeniu, bo znów wyląduje w psychiatryku z „Opętaną” i całą resztą ludzi, która w cale nie była taka zła. Leine jest pewna, że gdyby nie okoliczności, w jakich spotkała wcześniej wspomnianą dziewczynę, to mogłyby zostać dobrymi znajomymi, a może nawet przyjaciółkami. No, ale na razie pozostało jej ślepo wierzyć w to, że lekarzom w końcu uda się pomóc dziewczynie i fatycznie będą mogły jeszcze kiedykolwiek ze sobą porozmawiać. Potrząsnęła głową, wyrzucając z niej zbędne myśli. Chwyciła w dłonie koronkowy materiał, tworzący czarną sukienkę do pół uda z grubymi ramiączkami. Przyjrzała jej się dokładnie, po czym przerzuciła sobie przez ramię stwierdzając, że do chodzenia po domu może ją ubrać. Wyjęła jeszcze tylko z szuflady czystą, również czarną bieliznę, a w drugą dłoń chwyciła cieliste balerinki. Tak, kiedyś to były jej ulubione buty.

         Wróciła do pokoju tylko po to, żeby przejść przez trzecie i ostatnie drzwi, które prowadziły prosto do dużej łazienki, wyłożonej biało – granatowymi płytkami. Położyła czyste rzeczy na suchej umywalce, a brudne zaraz po zdjęciu z siebie wrzuciła do kosza na pranie. Podeszła szybkim krokiem do wanny, odkręcając kurki, dzięki czemu woda po woli zaczęła ją wypełniać [wannę]. Zamieszała dłonią cieć, jednocześnie sprawdzając temperaturę oraz sprawiając, że fiołkowy płyn do kąpieli wymieszał się z nią, tworząc całkiem sporą ilość białej piany. Madi uśmiechnęła się do siebie po woli wchodząc do wanny. Po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy w końcu zdołała cała zanurzyć się w lekko chłodnawej wodzie. Wreszcie mogła się odprężyć.

         Po półtorej godzinie schodziła już z powrotem na dół ubrana i z włosami zaplecionymi w luźnego warkocza na bok. Po pustej posiadłości roznosił się odgłos uderzania cienkiej podeszwy balerinek dziewczyny o drewniany parkiet. Weszła do kuchni, ponieważ już od jakiegoś czasu jej żołądek domagał się jedzenia, co dość szybko stało się irytujące. Otworzyła lodówkę w metalicznym kolorze i zaczęła przyglądać się jej zawartości. Była niemalże po brzegi wypchana jedzeniem, ale szatynka nie wybrała nic specjalnego – zwykłą zieloną sałatkę. Wyjęła jeszcze widelec z jednej z szuflad i wygodnie usadowiła się wraz ze swoim posiłkiem na szerokim parapecie. Była w połowie jedzenia, kiedy usłyszała trzask otwieranych, a zaraz później zamykanych drzwi. Hol wypełniły śmiechy – jeden dziewczęcy, a drugi jakiegoś chłopaka. Na twarz szatynki wkroczył delikatny uśmiech. Postanowiła jeszcze się nie ujawniać. Chciała zobaczyć minę swojej młodszej o dwa lata siostry – Melodie Davies. Zanim Madeleine trafiła do szpitala psychiatrycznego obie były ze sobą niesamowicie zżyte. Widziała, jak Mel cierpi razem z nią. Spojrzała w kierunku salonu, gdzie zobaczyła uśmiechającą się blondynkę wraz z jakimś chłopakiem z burzą loków na głowie. Przekręciła głowę w prawo, obserwując szczęśliwą siostrzyczkę. Cieszyła się, że odnalazła swoje szczęście.

         W pewnym momencie Melodie odwróciła się, patrząc prosto na nią. Jej oczy otworzyły się szeroko, a źrenice znacznie pomniejszyły. Ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a usta otworzyły szeroko. Nie mogła uwierzyć, że znów widzi Madeleine delikatnie uśmiechającą się do niej. Zamrugała kilkakrotnie, przecierając pięściami po spuszczonych powiekach. Wręcz czuła na sobie palące spojrzenie Harry ‘ego – swojego chłopaka – ale to nie było ważne. Jej starsza siostra stoi tak bardzo blisko niej. Prawie po dwóch latach znów może ją zobaczyć. Podskoczyła radośnie, rzucając się szaleńczym biegiem w jej kierunku. Kilka sekund później zarzuciła ramiona na szyję szatynki, przyciągając ją do siebie z całej siły.

- Madeleine! – Krzyknęła radośnie, jeszcze bardziej zacieśniając uścisk.

         Szatynka zaśmiała się głośno i radośnie, odwzajemniając uścisk z takim samym zaangażowaniem, jak młodsza panna Davies. Ona również niezmiernie się cieszyła, że znów będzie mogła porozmawiać na nic nieznaczące tematy z najważniejszą przyjaciółką.

- Dusisz – Upomniała ją po jakimś czasie Leine. Mel, jak na zawołania, odsunęła od siebie starszą siostrę na długość ramion.

         Zaczęła przyglądać jej się uważnie, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jej dotyka, patrzy w błękitne oczy, które są niemalże identyczne, jak jej samej. Nie kontrolując swoich ruchów uszczypnęła szatynkę w ramię. Ta zdziwiona podskoczyła i syknęła nieznacznie, pocierając obolałe miejsce otwartą dłonią. Rzuciła w kierunku blondynki miażdżące spojrzenie. Usłyszały dość głośnie odchrząknięcie, więc od razu zwróciły swoje spojrzenia w kierunku salonu. Chłopak z burzą loków na głowie cały czas stał w miejscu, zupełnie się nie odzywając. Mierzył wzrokiem raz jedną, raz drugą ze zdziwionym wyrazem twarzy.

Doskonała gra aktorska panie Styles. Musisz jak najszybciej powiedzieć Malikowi, że faktycznie mieli rację co do powrotu tej dziewczyny. Szkoda tylko, że melodie na tym ucierpi. W końcu jest naprawdę niesamowitą laską.

- Harry, to moja siostra Madeleine. Madeleine, to mój chłopak, Harry – przedstawiła ich sobie entuzjastycznie, po czym podeszła do lokowatego i pocałowała z pasją – A teraz na razie skarbie. Moja siostra właśnie wróciła i to jej zamierzam poświęcić mój dzisiejszy wolny czas - Zaśmiała się, wypychając chłopaka za drzwi.

         Siostry Davies spędziły ze sobą od tego momentu każdą możliwą sekundę. Melodie opowiadała Madeleine, co działo się w domu, kiedy jej tutaj nie było. Jednak głównie skupiła się na rodzicach. Wspominała, że im nie udało się do końca pozbierać. Od momentu, w którym Madi została zamknięta na oddziale małżeństwo całkowicie zatraciło się w swojej pracy. Wychodzili do wytwórni wcześnie rano, a wracali późną nocą grubo po tym, jak stróż zaczynał obserwować posiadłość. Jakby tego było mało, blondynka powiedziała, że od kilku dni ich rodziciele chodzą rano jakby bardziej zestresowani. Często szepczą między sobą, ale gdy Mel pojawiała się w pomieszczeniu natychmiast zaprzestawali i uśmiechali się sztucznie. Oczywiście Leine natychmiast zaczęła obwiniać o całą tą sytuację siebie, ale siostra za każdym razem zaprzeczała i tłumaczyła, że gdyby nie Harry, to sama zachowywałaby się na pewno tak, jak oni. O swoim chłopaku blondynka również opowiadała, ale starała się pominąć niektóre tematy.

         Około godziny dwudziestej pierwszej do domu wrócili rodzice dziewczyn. Oni nie byli zdziwieni tym, kogo zobaczyli. Dobrze wiedzieli, że ich starsza córka ma zostać wypuszczona ze szpitala psychiatrycznego. Jednak Leine wydawało się, iż nie cieszą się z tego powodu. Niby wszystko jest w porządku. Rozmawiają z nią normalnie, przytulają i śmieją się. Tylko szatynce czegoś w tym wszystkim zdecydowanie brakuje i chyba nawet wie, czego. Każdy gest, wykonywany w jej kierunku jest po prostu sztuczny. Tak, jakby na siłę próbowali pokazać córce, że ją kochają, a prawda jest zupełnie inna. Nic nie mówiła, tylko dała się wplątać w tę bezsensowną grę. Wolała nie wiedzieć, o co tak naprawdę im chodzi, bo przeczuwała, że mogłaby tego nie znieść.

         Teraz Madeleine siedzi na huśtawce w ogrodzie, przykryta ciepłym kocem i wpatruje się uważnie w gwiazdy. Ma na sobie jedynie satynową koszulę nocną nad kolana i grube skarpetki. W dłoniach dzierży kubek gorącej herbaty, a jej włosy zostały związane frotką w luźnego warkocza na prawą stronę. Zawsze kochała noce, które przesiadywała właśnie w ten sposób. Pozwalały jej się wyciszyć, zebrać wszystkie pogmatwane myśli oraz dać siłę i nadzieję, że nadchodzące jutro będzie lepsze. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu. Ciepły, majowy wiatr delikatnie owiał jej bladą twarz, wprawiając w ruch pojedyncze kosmyki włosów. Zaciągnęła się głęboko świeżym powietrzem, przetrzymując je dłuższą chwilę w płucach. Dopiero teraz, siedząc właśnie w tym miejscu, zrozumiała że jeszcze wczoraj znajdowała się w prawdziwym więzieniu. Nic nie można jej tam było zrobić; po prostu siedziała całe dnie w jednym miejscu, połykając pigułki, które przynosili jej lekarze. Chociaż, robiła to tylko na początku, ponieważ później zauważyła, jak bardzo te leki ją odurzają i sprawiają, że nie ma ochoty na nic innego, tylko spanie. Owszem, chciała wyleczyć się możliwie najszybciej, ale nie w taki sposób – tracąc resztki chęci do życia. Wzdrygnęła się, przypominając sobie zakratowane okna. Podobno kiedyś, jakiś przypadkowy pacjent wyskoczył przez jedno z nich i od tamtej pory wprowadzono metalowe pręty, jako zabezpieczenie przed tego typu wypadkami. Jednak ta metoda w cale nie pomogła, a nawet wręcz przeciwnie – zaszkodziła. Na przykład dziewczyna, która całymi dniami przesiadywała w kącie na głównym korytarzu robiła to właśnie tam, a nie u siebie w pokoju, ponieważ bała się tego żelastwa. Davies zaśmiała się gorzko pod nosem, nie zmieniając swoje pozycji. Miejsce, które miało pomóc chorym psychicznie tylko jeszcze bardziej ich dołowało i wykańczało.

         Poprawiła się nerwowo na huśtawce, kiedy usłyszała trzask łamanych gałęzi gdzieś poza ogrodzeniem ze strony, gdzie graniczyło ono w niewielkim lasem. Wyprostowała się, otwierając oczy i patrząc w tamtym kierunku, jednak nic nie zobaczyła. Westchnęła ciężko, dopijając zimną już herbatę, po czym zebrała się w sobie i podniosła, stawiając stopy, zakryte jedynie skarpetami, na trawie. Nie chciała jeszcze opuszczać swojego ulubionego w całym domu miejsca, ale po prostu przestraszyła się tego, co przed chwilą miało miejsce. Poskładała koc, a w drugą rękę ponownie chwyciła pusty kubek, który wcześniej musiała na chwilę odstawić i szybkim krokiem powędrowała w kierunku otwartego tarasu. Przy wejściu do wnętrza domu odwróciła się na chwilę, jeszcze raz dokładnie rozglądając. Po raz kolejny nie dane było szatynce nic zobaczyć, ale mimo to zamknęła taras, kiedy była w środku i zasłoniła wszystkie rolety. Odłożyła miękki przedmiot na jednej z sof, udając się do kuchni. Tam z lodówki wydobyła gazowany napój i od razu poszła do swojego pokoju.

         Odstawiła plastikową butelkę na biurko, wchodząc prosto pod ciepłą kołdrę. Skrzywiła się, patrząc na uchylone górą okno. Pomimo strachu przed złodziejami nie miała już na tyle siły, żeby podejść do niego i je zamknąć. Pocieszała się w myślach, że jej rodzice mają przecież wynajętych ochroniarzy, więc na pewno nic jej nie grozi. Z takim przekonaniem ułożyła głowę na puchowej poduszce i zasnęła niemalże od razu.

~*~

         W przestronnym gabinecie siedział młody, przystojny mężczyzna. Jego nogi, założone jedna na drugą, leżały na mahoniowym biurku, a w dłoni dzierżył szklankę cholernie drogiej whyski Macallan. Jego twarz przyozdabiał charakterystyczny dla niego uśmiech. W oczach świeciły się te same, co zawsze, niebezpieczne iskierki. Wszystkie światła zostały pogaszone i jedynie nikłe światło księżyca oświecało niewielką ramkę ze zdjęciem brązowowłosej dziewczyny, która miała być jego kolejnym celem. To znaczy bardziej jej rodzice, ale właśnie ona miała odegrać główną rolę w jego zemście na nich.

         Znał na pamięć doskonale jej całą historię. Od urodzenia w stolicy Anglii i Wielkiej Brytanii, poprzez dzieciństwo, nieszczęsne wydarzenie, pobyt w szpitali na oddziale psychiatrycznym, a kończąc na tym, co robiła jeszcze pół godziny temu. Wiedział, jak dużo czasu zajęło jej powracanie do siebie. Ba! Przecież ono trwa przez cały czas, nawet aktualnie, kiedy śpi. Jednak mimo wszystko nie miał zamiaru zmieniać swojego planu. Przecież nie chciał nic zrobić tej dziewczynie – po prostu ją porwie i zamknie u siebie w posiadłości, gdzie na każdym kroku można spotkać ludzi, którzy mają na sumieniu nie jednego człowieka, a w papierach długie wyroki. Wszyscy oni zdawali sobie sprawę, że z nim nie warto zadzierać, więc wystarczy kilka słów i Madeleine będzie tutaj bardziej bezpieczna niż we własnym domu. Jeżeli tylko będzie z nim współpracować i słuchać na każdym kroku, to jej kruchutka psychika w cale na tym nie ucierpi.

         Zdjął nogi z melba, wstając z obrotowego fotela, obitego czarną skórą, po czym podszedł do okna. Rozejrzał się uważnie po pustej już o tej porze ulicy jednej z droższych dzielnic w Londynie. Delikatnie zwilżył wargi w bursztynowym płynie. Zauważył jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, który wracał z jakiejś imprezy. Wnioskując po jego chwiejnym kroku i trudnościach w złapaniu równowagi domyślił się, że musiała być ona całkiem udana. Zaśmiał się pod nosem, udając się w kierunku wyjścia ze swojego gabinetu, który od razu zamknął na klucz. Mimo wszystko, chciał mieć stuprocentową pewność, że nikt tam nie wejdzie. Udał się od razu do swojego pokoju, gdzie zdjął jedynie ubrania, pozostając w czarnych bokserkach i rzucił się na swoje łóżko. Przecież jutro ważny dzień, więc musi być możliwie jak najbardziej wypoczęty, aby cała akcja poszła zgodnie z planem. 

~*~*~*~
No to jest jedynka.
Chciałam dodać jakieś gify, ale nic ciekawego nie znalazłam, mam nadzieję że się nie obrazicie. Niby sprawdziłam rozdział i nie powinno być w nim błędów, ale mogą się pokazać.
Chyba tyle na dziś.
Pozdrawiam, Evansik ;)

http://byc--soba.blogspot.com
http://it-is-my-fucking-life-bitch.blogspot.com
http://passion-is-my-life.blogspot.com
@AntiquusHostis

7 komentarzy:

  1. Tak taak taaak!! Supeer. Czekam na nexta!!! :DD ;*
    @luvmyniallers

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz więcej zaczyna się dziać. Pojawili się Harry i Zayn, z czego bardzo się cieszę. Zastanawiam się, dlaczego chcą porwać Madi, a nie Mel?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i fajnie, że rozdział taki długi.

      Usuń
  3. Świetny rozdział :) Domyślam się, że to Zayn chce ją porwać? Już nie mogę się doczekać nexta :**

    OdpowiedzUsuń
  4. porwie ją :o ciekawie będzie :3
    rozdział fajny, długiii co mnie cieszy xddd a i kiedy mogę oczekiwać nexta ? ^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. O, jaki fajny, długi rozdział. I nawet brak gifów nie wpływa na całokształt. Jest nieźle ;)

    Lubię takie historie.

    OdpowiedzUsuń

Player

Wattpad

trwa inicjalizacja