Poczekała chwilę, aż szofer otworzy
drzwi po jej stronie, po czym natychmiast wyszła z pojazdu, udając się w
kierunku wejścia do domu. Rozejrzała się uważnie dookoła. Rodzice nic nie
zmienili w wyglądzie ogrodu. Dookoła posesji rósł żywo - zielony żywopłot,
który aktualnie był przycinany przez ich ogrodnika. Do garażu oraz drzwi
wejściowych prowadziły dróżki wyłożone żwirem, a ich krańce zostały oznaczone
ozdobnymi kamieniami w różnych, aczkolwiek idealnie pasujących do siebie,
kolorach. Madeleine zdjęła ze stóp balerinki i zaczęła podążać na placach po
soczysto - zielonej trawie za dom. Czuła, jak pojedyncze źdźbła delikatnie
łaskoczą ją w skórę podeszw. Cień uśmiechu powrócił na jej zmęczoną twarz,
kiedy zobaczyła ogromny basen, obłożony biało – kremowymi płytkami. Przechyliła
głowę lekko w prawo, przyglądając się drewnianemu stołowi ogrodowemu z
parasolem w kolorze płytek oraz krzesłom z tego samego materiału, na których
znajdowały się miękkie poduszki. Szatynka doskonale pamięta niejeden rodzinny
wieczór, spędzony przy muzyce, grillu oraz w rodzinnej atmosferze. Ożywiła się
nieznacznie, przypominając sobie o jeszcze jednym, znaczącym dla niej bardzo
wiele, elemencie ogródkowego wystroju.
Natychmiast
odwróciła spojrzenie swoich błękitnych oczu na lewo od basenu, który tak swoją
drogą był napełniony wodą. Zaciągnęła się zapachem chloru, ruszając w kierunku
drewnianej, dwuosobowej huśtawki. Przełożyła balerinę z lewej do prawej ręki i
delikatnie, opuszkami palców, przejechała po jej nierównej teksturze, jakby
bała się, że to wszystko za chwilę zniknie, a ona sama obudzi się w szpitalu na
oddziale psychiatrycznym. Ku jej wielkiej uciesze nic takiego się nie stało.
Uradowana ruszyła w kierunku dużego, balkonowego okna, aby w końcu znaleźć się wewnątrz
domu. Po drodze wymachiwała rękami, jak mała dziewczynka, która posiadła swoją
wymarzoną zabawkę, ale jej nie przeszkadzało to ani trochę. Przecież znów była
u siebie.
Kiedy
po kilkunastu sekundach była już u celu, odrzuciła buty gdzieś na bok i położyła
wolne, drżące dłonie na szybie, pozostawiając w tych miejscach mokre od potu
plamy. Niepewnie, wkładając w tę czynność cała swoją siłę, pchnęła przed siebie
szklany przedmiot. Madeleine natychmiast ukazało się przestrzenne
pomieszczenie, którego ściany zostały pomalowane jasnożółtą farbą. Na prawo od
wejścia wisiał telewizor plazmowy, a dookoła niego ustawione zostało kino
domowe. Salon był bezpośrednio połączony z kuchnią w odcieniach brązu, a dwa
pomieszczenia dzieliła jedynie niewielka ścianka działowa. Zaczęła
przemieszczać się w kierunku holu, a towarzyszył jej cichy odgłos uderzania
bosych stóp o drewniany parkiet. Z delikatnym uśmiechem, ozdabiającym usta
szatynki, zaczęła wspinać się po schodach. Osiemnastolatka miała teraz tylko
jeden cel – swój stary pokój. Szybkim krokiem podążyła w kierunku ostatnich na
korytarzu drzwi. Przejechała długimi palcami po metalowej klamce, by po kilku
sekundach zawahania nacisnąć ją i pchnąć do przodu drzwi, wykonane z ciemnego
drewna, które ustąpiły bez najmniejszego problemu. To, co zobaczyła sprawiło,
że oddech zastygł w jej piersi, a na zaróżowionych z podniecenia
policzkach pojawiły się słone łzy. Nie
kontrolując swoich odruchów zakryła usta dłońmi, pozwalając spazmatycznemu
szlochowi wstrząsnąć drobnym, wychudzonym ciałem. Wszystko, nawet posłanie czy
ustawienie ramek ze zdjęciami było takie samo.
Ściany
pokrywała warstwa ciemnofioletowej farby. Na lewo od wejścia stało duże,
dwuosobowe, okrągłe łóżko z pościelą w prawie takim samy kolorze. Podeszła do okna,
aby otworzyć je górą i chwilę później położyła się na swoim ulubionym meblu w
całym domu. Ułożyła ręce pod głową tak, żeby było jej jak najwygodniej.
Zamknęła oczy, rozkoszując się ciepłym wiaterkiem, który owiewał cały pokój, na
samym początku trzepocząc śnieżnobiałymi firankami. Jedno trzeba przyznać – w
porównaniu do szpitala, to wszystkie pomieszczenia są jak sterylne. Nie trwała
długo w pozycji leżącej, ponieważ naszła ją ochota, żeby zmyć z siebie
pozostałości po ostatnich dwudziestu miesiącach męczarni. Podniosła się,
podchodząc do innych drzwi, które były identyczne, jak poprzednie. Za nimi
znajdowała się prywatna garderoba Madeleine. Skrzywiła się nieznacznie, obserwując wszystkie ubrania
znajdujące się w jej wnętrzu. Zmieniła się przez ostatnie miesiące i nie
chciała ubierać na siebie dziewczęcych ciuchów, ponieważ to głównie one
obwiniała o całe to zajście. Westchnęła ciężko, zaciskając dłonie w pięści.
Musi przestać myśleć o tym zdarzeniu, bo znów wyląduje w psychiatryku z
„Opętaną” i całą resztą ludzi, która w cale nie była taka zła. Leine jest
pewna, że gdyby nie okoliczności, w jakich spotkała wcześniej wspomnianą
dziewczynę, to mogłyby zostać dobrymi znajomymi, a może nawet przyjaciółkami.
No, ale na razie pozostało jej ślepo wierzyć w to, że lekarzom w końcu uda się
pomóc dziewczynie i fatycznie będą mogły jeszcze kiedykolwiek ze sobą
porozmawiać. Potrząsnęła głową, wyrzucając z niej zbędne myśli. Chwyciła w
dłonie koronkowy materiał, tworzący czarną sukienkę do pół uda z grubymi ramiączkami.
Przyjrzała jej się dokładnie, po czym przerzuciła sobie przez ramię
stwierdzając, że do chodzenia po domu może ją ubrać. Wyjęła jeszcze tylko z
szuflady czystą, również czarną bieliznę, a w drugą dłoń chwyciła cieliste
balerinki. Tak, kiedyś to były jej ulubione buty.
Wróciła
do pokoju tylko po to, żeby przejść przez trzecie i ostatnie drzwi, które
prowadziły prosto do dużej łazienki, wyłożonej biało – granatowymi płytkami. Położyła
czyste rzeczy na suchej umywalce, a brudne zaraz po zdjęciu z siebie wrzuciła
do kosza na pranie. Podeszła szybkim krokiem do wanny, odkręcając kurki, dzięki
czemu woda po woli zaczęła ją wypełniać [wannę]. Zamieszała dłonią cieć,
jednocześnie sprawdzając temperaturę oraz sprawiając, że fiołkowy płyn do
kąpieli wymieszał się z nią, tworząc całkiem sporą ilość białej piany. Madi
uśmiechnęła się do siebie po woli wchodząc do wanny. Po jej ciele przeszedł
przyjemny dreszcz, kiedy w końcu zdołała cała zanurzyć się w lekko chłodnawej
wodzie. Wreszcie mogła się odprężyć.
Po
półtorej godzinie schodziła już z powrotem na dół ubrana i z włosami
zaplecionymi w luźnego warkocza na bok. Po pustej posiadłości roznosił się
odgłos uderzania cienkiej podeszwy balerinek dziewczyny o drewniany parkiet.
Weszła do kuchni, ponieważ już od jakiegoś czasu jej żołądek domagał się
jedzenia, co dość szybko stało się irytujące. Otworzyła lodówkę w metalicznym
kolorze i zaczęła przyglądać się jej zawartości. Była niemalże po brzegi
wypchana jedzeniem, ale szatynka nie wybrała nic specjalnego – zwykłą zieloną
sałatkę. Wyjęła jeszcze widelec z jednej z szuflad i wygodnie usadowiła się
wraz ze swoim posiłkiem na szerokim parapecie. Była w połowie jedzenia, kiedy
usłyszała trzask otwieranych, a zaraz później zamykanych drzwi. Hol wypełniły
śmiechy – jeden dziewczęcy, a drugi jakiegoś chłopaka. Na twarz szatynki
wkroczył delikatny uśmiech. Postanowiła jeszcze się nie ujawniać. Chciała
zobaczyć minę swojej młodszej o dwa lata siostry – Melodie Davies. Zanim
Madeleine trafiła do szpitala psychiatrycznego obie były ze sobą niesamowicie
zżyte. Widziała, jak Mel cierpi razem z nią. Spojrzała w kierunku salonu, gdzie
zobaczyła uśmiechającą się blondynkę wraz z jakimś chłopakiem z burzą loków na
głowie. Przekręciła głowę w prawo, obserwując szczęśliwą siostrzyczkę. Cieszyła
się, że odnalazła swoje szczęście.
W
pewnym momencie Melodie odwróciła się, patrząc prosto na nią. Jej oczy
otworzyły się szeroko, a źrenice znacznie pomniejszyły. Ręce opadły bezwładnie
wzdłuż ciała, a usta otworzyły szeroko. Nie mogła uwierzyć, że znów widzi
Madeleine delikatnie uśmiechającą się do niej. Zamrugała kilkakrotnie,
przecierając pięściami po spuszczonych powiekach. Wręcz czuła na sobie palące
spojrzenie Harry ‘ego – swojego chłopaka – ale to nie było ważne. Jej starsza
siostra stoi tak bardzo blisko niej. Prawie po dwóch latach znów może ją
zobaczyć. Podskoczyła radośnie, rzucając się szaleńczym biegiem w jej kierunku.
Kilka sekund później zarzuciła ramiona na szyję szatynki, przyciągając ją do
siebie z całej siły.
- Madeleine! – Krzyknęła radośnie,
jeszcze bardziej zacieśniając uścisk.
Szatynka
zaśmiała się głośno i radośnie, odwzajemniając uścisk z takim samym
zaangażowaniem, jak młodsza panna Davies. Ona również niezmiernie się cieszyła,
że znów będzie mogła porozmawiać na nic nieznaczące tematy z najważniejszą
przyjaciółką.
- Dusisz – Upomniała ją po jakimś
czasie Leine. Mel, jak na zawołania, odsunęła od siebie starszą siostrę na
długość ramion.
Zaczęła
przyglądać jej się uważnie, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jej dotyka, patrzy
w błękitne oczy, które są niemalże identyczne, jak jej samej. Nie kontrolując
swoich ruchów uszczypnęła szatynkę w ramię. Ta zdziwiona podskoczyła i syknęła
nieznacznie, pocierając obolałe miejsce otwartą dłonią. Rzuciła w kierunku
blondynki miażdżące spojrzenie. Usłyszały dość głośnie odchrząknięcie, więc od
razu zwróciły swoje spojrzenia w kierunku salonu. Chłopak z burzą loków na
głowie cały czas stał w miejscu, zupełnie się nie odzywając. Mierzył wzrokiem
raz jedną, raz drugą ze zdziwionym wyrazem twarzy.
Doskonała gra aktorska panie Styles. Musisz jak
najszybciej powiedzieć Malikowi, że faktycznie mieli rację co do powrotu tej
dziewczyny. Szkoda tylko, że melodie na tym ucierpi. W końcu jest naprawdę
niesamowitą laską.
- Harry, to moja siostra Madeleine.
Madeleine, to mój chłopak, Harry – przedstawiła ich sobie entuzjastycznie, po
czym podeszła do lokowatego i pocałowała z pasją – A teraz na razie skarbie.
Moja siostra właśnie wróciła i to jej zamierzam poświęcić mój dzisiejszy wolny
czas - Zaśmiała się, wypychając chłopaka za drzwi.
Siostry
Davies spędziły ze sobą od tego momentu każdą możliwą sekundę. Melodie
opowiadała Madeleine, co działo się w domu, kiedy jej tutaj nie było. Jednak
głównie skupiła się na rodzicach. Wspominała, że im nie udało się do końca
pozbierać. Od momentu, w którym Madi została zamknięta na oddziale małżeństwo
całkowicie zatraciło się w swojej pracy. Wychodzili do wytwórni wcześnie rano,
a wracali późną nocą grubo po tym, jak stróż zaczynał obserwować posiadłość.
Jakby tego było mało, blondynka powiedziała, że od kilku dni ich rodziciele
chodzą rano jakby bardziej zestresowani. Często szepczą między sobą, ale gdy
Mel pojawiała się w pomieszczeniu natychmiast zaprzestawali i uśmiechali się
sztucznie. Oczywiście Leine natychmiast zaczęła obwiniać o całą tą sytuację
siebie, ale siostra za każdym razem zaprzeczała i tłumaczyła, że gdyby nie
Harry, to sama zachowywałaby się na pewno tak, jak oni. O swoim chłopaku
blondynka również opowiadała, ale starała się pominąć niektóre tematy.
Około
godziny dwudziestej pierwszej do domu wrócili rodzice dziewczyn. Oni nie byli zdziwieni
tym, kogo zobaczyli. Dobrze wiedzieli, że ich starsza córka ma zostać
wypuszczona ze szpitala psychiatrycznego. Jednak Leine wydawało się, iż nie
cieszą się z tego powodu. Niby wszystko jest w porządku. Rozmawiają z nią
normalnie, przytulają i śmieją się. Tylko szatynce czegoś w tym wszystkim
zdecydowanie brakuje i chyba nawet wie, czego. Każdy gest, wykonywany w jej
kierunku jest po prostu sztuczny. Tak, jakby na siłę próbowali pokazać córce,
że ją kochają, a prawda jest zupełnie inna. Nic nie mówiła, tylko dała się
wplątać w tę bezsensowną grę. Wolała nie wiedzieć, o co tak naprawdę im chodzi,
bo przeczuwała, że mogłaby tego nie znieść.
Teraz
Madeleine siedzi na huśtawce w ogrodzie, przykryta ciepłym kocem i wpatruje się
uważnie w gwiazdy. Ma na sobie jedynie satynową koszulę nocną nad kolana i
grube skarpetki. W dłoniach dzierży kubek gorącej herbaty, a jej włosy zostały
związane frotką w luźnego warkocza na prawą stronę. Zawsze kochała noce, które
przesiadywała właśnie w ten sposób. Pozwalały jej się wyciszyć, zebrać
wszystkie pogmatwane myśli oraz dać siłę i nadzieję, że nadchodzące jutro
będzie lepsze. Zamknęła oczy, odchylając głowę do tyłu. Ciepły, majowy wiatr delikatnie
owiał jej bladą twarz, wprawiając w ruch pojedyncze kosmyki włosów. Zaciągnęła
się głęboko świeżym powietrzem, przetrzymując je dłuższą chwilę w płucach. Dopiero
teraz, siedząc właśnie w tym miejscu, zrozumiała że jeszcze wczoraj znajdowała
się w prawdziwym więzieniu. Nic nie można jej tam było zrobić; po prostu siedziała
całe dnie w jednym miejscu, połykając pigułki, które przynosili jej lekarze.
Chociaż, robiła to tylko na początku, ponieważ później zauważyła, jak bardzo te
leki ją odurzają i sprawiają, że nie ma ochoty na nic innego, tylko spanie.
Owszem, chciała wyleczyć się możliwie najszybciej, ale nie w taki sposób –
tracąc resztki chęci do życia. Wzdrygnęła się, przypominając sobie zakratowane
okna. Podobno kiedyś, jakiś przypadkowy pacjent wyskoczył przez jedno z nich i
od tamtej pory wprowadzono metalowe pręty, jako zabezpieczenie przed tego typu
wypadkami. Jednak ta metoda w cale nie pomogła, a nawet wręcz przeciwnie –
zaszkodziła. Na przykład dziewczyna, która całymi dniami przesiadywała w kącie
na głównym korytarzu robiła to właśnie tam, a nie u siebie w pokoju, ponieważ
bała się tego żelastwa. Davies zaśmiała się gorzko pod nosem, nie zmieniając
swoje pozycji. Miejsce, które miało pomóc chorym psychicznie tylko jeszcze
bardziej ich dołowało i wykańczało.
Poprawiła
się nerwowo na huśtawce, kiedy usłyszała trzask łamanych gałęzi gdzieś poza
ogrodzeniem ze strony, gdzie graniczyło ono w niewielkim lasem. Wyprostowała
się, otwierając oczy i patrząc w tamtym kierunku, jednak nic nie zobaczyła.
Westchnęła ciężko, dopijając zimną już herbatę, po czym zebrała się w sobie i
podniosła, stawiając stopy, zakryte jedynie skarpetami, na trawie. Nie chciała
jeszcze opuszczać swojego ulubionego w całym domu miejsca, ale po prostu
przestraszyła się tego, co przed chwilą miało miejsce. Poskładała koc, a w drugą
rękę ponownie chwyciła pusty kubek, który wcześniej musiała na chwilę odstawić
i szybkim krokiem powędrowała w kierunku otwartego tarasu. Przy wejściu do
wnętrza domu odwróciła się na chwilę, jeszcze raz dokładnie rozglądając. Po raz
kolejny nie dane było szatynce nic zobaczyć, ale mimo to zamknęła taras, kiedy
była w środku i zasłoniła wszystkie rolety. Odłożyła miękki przedmiot na jednej
z sof, udając się do kuchni. Tam z lodówki wydobyła gazowany napój i od razu poszła
do swojego pokoju.
Odstawiła
plastikową butelkę na biurko, wchodząc prosto pod ciepłą kołdrę. Skrzywiła się,
patrząc na uchylone górą okno. Pomimo strachu przed złodziejami nie miała już
na tyle siły, żeby podejść do niego i je zamknąć. Pocieszała się w myślach, że
jej rodzice mają przecież wynajętych ochroniarzy, więc na pewno nic jej nie grozi.
Z takim przekonaniem ułożyła głowę na puchowej poduszce i zasnęła niemalże od
razu.
~*~
W
przestronnym gabinecie siedział młody, przystojny mężczyzna. Jego nogi,
założone jedna na drugą, leżały na mahoniowym biurku, a w dłoni dzierżył
szklankę cholernie drogiej whyski Macallan. Jego twarz przyozdabiał
charakterystyczny dla niego uśmiech. W oczach świeciły się te same, co zawsze, niebezpieczne
iskierki. Wszystkie światła zostały pogaszone i jedynie nikłe światło księżyca
oświecało niewielką ramkę ze zdjęciem brązowowłosej dziewczyny, która miała być
jego kolejnym celem. To znaczy bardziej jej rodzice, ale właśnie ona miała
odegrać główną rolę w jego zemście na nich.
Znał
na pamięć doskonale jej całą historię. Od urodzenia w stolicy Anglii i Wielkiej
Brytanii, poprzez dzieciństwo, nieszczęsne wydarzenie, pobyt w szpitali na
oddziale psychiatrycznym, a kończąc na tym, co robiła jeszcze pół godziny temu.
Wiedział, jak dużo czasu zajęło jej powracanie do siebie. Ba! Przecież ono trwa
przez cały czas, nawet aktualnie, kiedy śpi. Jednak mimo wszystko nie miał zamiaru
zmieniać swojego planu. Przecież nie chciał nic zrobić tej dziewczynie – po prostu
ją porwie i zamknie u siebie w posiadłości, gdzie na każdym kroku można spotkać
ludzi, którzy mają na sumieniu nie jednego człowieka, a w papierach długie
wyroki. Wszyscy oni zdawali sobie sprawę, że z nim nie warto zadzierać, więc
wystarczy kilka słów i Madeleine będzie tutaj bardziej bezpieczna niż we
własnym domu. Jeżeli tylko będzie z nim współpracować i słuchać na każdym
kroku, to jej kruchutka psychika w cale na tym nie ucierpi.
Zdjął
nogi z melba, wstając z obrotowego fotela, obitego czarną skórą, po czym podszedł
do okna. Rozejrzał się uważnie po pustej już o tej porze ulicy jednej z
droższych dzielnic w Londynie. Delikatnie zwilżył wargi w bursztynowym płynie.
Zauważył jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, który wracał z jakiejś
imprezy. Wnioskując po jego chwiejnym kroku i trudnościach w złapaniu równowagi
domyślił się, że musiała być ona całkiem udana. Zaśmiał się pod nosem, udając
się w kierunku wyjścia ze swojego gabinetu, który od razu zamknął na klucz.
Mimo wszystko, chciał mieć stuprocentową pewność, że nikt tam nie wejdzie. Udał
się od razu do swojego pokoju, gdzie zdjął jedynie ubrania, pozostając w
czarnych bokserkach i rzucił się na swoje łóżko. Przecież jutro ważny dzień,
więc musi być możliwie jak najbardziej wypoczęty, aby cała akcja poszła zgodnie
z planem.
~*~*~*~
No to jest jedynka.
Chciałam dodać jakieś gify, ale nic ciekawego nie znalazłam, mam nadzieję że się nie obrazicie. Niby sprawdziłam rozdział i nie powinno być w nim błędów, ale mogą się pokazać.
Chyba tyle na dziś.
Pozdrawiam, Evansik ;)
http://byc--soba.blogspot.com
http://it-is-my-fucking-life-bitch.blogspot.com
http://passion-is-my-life.blogspot.com
@AntiquusHostis
Chciałam dodać jakieś gify, ale nic ciekawego nie znalazłam, mam nadzieję że się nie obrazicie. Niby sprawdziłam rozdział i nie powinno być w nim błędów, ale mogą się pokazać.
Chyba tyle na dziś.
Pozdrawiam, Evansik ;)
http://byc--soba.blogspot.com
http://it-is-my-fucking-life-bitch.blogspot.com
http://passion-is-my-life.blogspot.com
@AntiquusHostis
Tak taak taaak!! Supeer. Czekam na nexta!!! :DD ;*
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
Coraz więcej zaczyna się dziać. Pojawili się Harry i Zayn, z czego bardzo się cieszę. Zastanawiam się, dlaczego chcą porwać Madi, a nie Mel?
OdpowiedzUsuńA i fajnie, że rozdział taki długi.
UsuńŚwietny rozdział :) Domyślam się, że to Zayn chce ją porwać? Już nie mogę się doczekać nexta :**
OdpowiedzUsuńporwie ją :o ciekawie będzie :3
OdpowiedzUsuńrozdział fajny, długiii co mnie cieszy xddd a i kiedy mogę oczekiwać nexta ? ^.^
17 czerwca ;)
UsuńO, jaki fajny, długi rozdział. I nawet brak gifów nie wpływa na całokształt. Jest nieźle ;)
OdpowiedzUsuńLubię takie historie.