Stanęła przed lusterkiem,
przyglądając się uważnie swojej pokaleczonej twarzy. Nie chciała się jeszcze
rozbierać, żeby Mulat nie zobaczył jej zupełnie nagiej. Bała się, że mógłby
wtedy zrobić jej coś znacznie gorszego, niż pobicie. Przejechała delikatnie palcem
po rozciętej wardze, od razu krzywiąc się mocno. Rana strasznie piekła, a krew
nie chciała przestać z niej lecieć. Odwróciła się na chwilę w kierunku drzwi,
które w dalszym ciągu nawet nie drgnęły. Westchnęła cicho, otwierając szafkę,
znajdującą się nad umywalką z nadzieją, że znajdzie w niej coś, co pozwoli
dziewczynie na razie odkazić wszystkie rany. Wzdrygnęła się, słysząc szczęk
zamka, a już po kilku sekundach w pomieszczeniu znalazł się Zayn z kilkoma
ubraniami w dłoniach. Starała się zupełnie nie zwracać na niego uwagi i w
dalszym ciągu przeszukiwała szafki, nie mogąc zapanować nad drżeniem swoich
drobnych dłoni.
Mulat, widząc w jakim stanie jest
dziewczyna, odłożył ubrania na koszu z brudnymi rzeczami i podszedł do niej
powoli. Nie chcąc jej jeszcze bardziej przestraszyć, stanął za nią, delikatnie
dotykając nadgarstków Madeleine. Ostrożnie odciągnął ją od szafki, odwracając
do siebie przodem. Już miał się odezwać, ale w oczy rzuciły mu się blizny na
nadgarstkach osiemnastolatki. Szatynka mimowolnie spięła się w sobie,
spuszczając wzrok i spróbowała zabrać swoje ręce, ale Mulat skutecznie to
uniemożliwił.
-
Cięłaś się? – zapytał zdziwiony, nie spuszczając wzroku z twarzy Leine.
Ciemnowłosa pokiwała niepewnie, twierdząco głową. Bała się, że najnormalniej w
świecie ją wyśmieje i wyjdzie z pomieszczenia, zostawiając po sobie jedynie
nieprzyjemne napięcie. – Dlaczego?
-
Bo miałam wszystkiego po kokardę, a szczególnie tego, że osoby, na których
najbardziej mi zależy, cierpiały właśnie przeze mnie – wyszeptała. Tym razem
mogła swobodnie odsunąć się od chłopaka i wrócić do przeszukiwania szafek.
Zayn zaczął się przez chwilę
zastanawiać. Może faktycznie powinien zostawić tą dziewczynę w świętym spokoju
i znaleźć sobie jakąś inną ofiarę. Chociaż nie; on zawsze trzymał się, trzyma i
trzymać się będzie wyznaczonych wcześniej planów. Nie po to zarywał noce, żeby
od tak po prostu z nich rezygnować, bo przewidują one porwanie psychicznie
chorej dziewczyny.
Domyślając się, czego poszukuje
Davies, podszedł do odpowiedniej półki, wziął z niej spirytus salicylowy i
płatki kosmetyczne. Machnął ręką na dziewczynę, żeby usiadła na wannie, a sam
nasączył jedno kółko, podchodząc do niej. Zaczął delikatnie dotykać ran na jej
twarzy, starając się zrobić szatynce jak najmniejszą krzywdę. Jednak ciągłe
krzywienie się i syki, wychodzące co chwilę z gardła osiemnastolatki
utwierdziły go w przekonaniu, że ta sztuka zupełnie mu nie wychodzi.
-
Umyj się jak najszybciej, a później pójdziesz coś zjeść – mruknął cicho
czarnowłosy, wyrzucając zużyte przedmioty, którymi przed chwilą „operował” nad
nastolatką i wyszedł z pomieszczenia.
Brązowowłosa mimowolnie zamknęła za
nim drzwi i dopiero wtedy pozbyła się ubrań, które miała na sobie. Odkręciła
kurki z zimną wodą, bez chwili zastanowienia pod nią wchodząc. Może cały czas
przebywa w jakimś bardzo realistycznym śnie i kiedy dozna szoku termicznego, to
w końcu uda jej się z niego wybudzić. Niestety – czas mijał, a otoczenie w
dalszym ciągu nie zmieniało się nawet odrobinę. Załamana Madeleine umyła się
szybo, po czym wyszła z kabiny, wytarła się dokładnie i założyła na siebie
ciuchy, które przyniósł dla niej Malik. Na całe szczęście tym razem zakrywały
one zdecydowanie więcej, niż poprzednio.
Niepewnie weszła z powrotem do
swojego tymczasowego pokoju. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej,
starając się patrzeć wszędzie, tylko nie na chłopaka, który właśnie okupował
niepościelone łóżko. Gdy tylko zauważył, że jest już w pokoju, chwycił ją
delikatnie za rękę i pociągnął na korytarz, który zaczęli przemierzać szybkim
tempem w zupełnej ciszy. Madi rozglądała się uważnie dookoła, jakby chciała
upewnić się, że na razie nic jej nie grozi. Nawet obecność Zayn ‘a nie dawała
osiemnastolatce stuprocentowego poczucia bezpieczeństwa, którego tak bardzo
brakowało dziewczynie.
Zatrzymał się dopiero, gdy stanęli
przed jednymi z wielu drzwi, znajdujących się w całym domu. Malik nacisnął
klamkę, w drewniany prostokąt ustąpił bez najmniejszego problemu, pozwalając im
obojgu wejść do środka. Kiedy tylko się w nim znaleźli, Malik, zamknął za nimi
wejście, puszczając rękę dziewczyny i podchodząc do zastawionego stołu i
wskazał ręką, żeby usiadła na krześle. Po chwili wahania wykonała jego nieme
polecenie. Nie przestała jednak rozglądać się po pomieszczeniu. Nawet chęć na
jedzenie czegokolwiek przeszła jej tak szybko, jak pojawiała się przez ostatnie
kilka dni.
-
Nie krępuj się – rzucił luźno Mulat, zajmując miejsce na przeciwko dziewczyny. Zaczął
nakładać sobie wszystko, na co tylko miał ochotę, podczas gdy Madeleine nie
ruszyła nawet palcem. Kiedy tylko popatrzyła na stół resztki z żołądka
podchodziły jej do gardła i wywoływały odruch wymiotny.
-
Nie jestem w stanie nic zjeść – powiedziała cicho, splątując palce razem i
kładąc je na kolanach spuściła głowę. Nie chciała patrzeć mu w oczy, ponieważ
najnormalniej w świecie się go bała.
-
Musisz zjeść cokolwiek, bo zdechniesz z głodu -
mruknął pod nosem, nie przestając taksować jej spojrzeniem.
Madeleine skończyła jeść i
rozejrzała się nerwowo po pomieszczeniu. Nie miała pojęcia, co powinna teraz
zrobić. Bała się, że chłopak, siedzący naprzeciwko niej, znów będzie chciał ją
ukarać. Nie wiedziała, ile jeszcze czasu da radę to przetrzymać. Zbyt dużo
działo się w przeszłości dziewczyny, żeby od tak po prostu o tym zapomniała i
zaczęła mierzyć się z nowymi problemami.
-
Czy ja mam iść do siebie? – zapytała w końcu. Jej głos był bardzo drżący i
niepewny. Zayn podniósł na nią wzrok i przetarł usta materiałową chusteczką,
która jeszcze przed chwilą leżała obok jego talerza.
-
Jeżeli chcesz tam przez cały czas siedzieć, to proszę bardzo – rzucił
obojętnie, nawet na sekundę nie odwracając głowy. Madi spięła się mocno,
błądząc spojrzeniem po całym pomieszczeniu, żeby tylko nie musieć na niego
popatrzeć.
-
A mam jakiekolwiek inne wyjście? – bała się go, a on świetnie zdawał sobie z
tego sprawę. Odchrząknął głośno, podnosząc się z krzesła. Wystawił otwartą dłoń
w kierunku ciemnowłosej. Po chwili wahania podała mu swoją.
Mulat, nie czekając na nic więcej,
splątał ich palce ze sobą i pociągnął Leine na korytarz. Osiemnastolatka
automatycznie spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami. Czuła ciepło na
policzkach, co oznaczało tylko tyle, że właśnie mocno się zarumieniła. Nie
mogła nic na to poradzić. Wiele gangsterskich spojrzeń skupiło się tylko i
wyłącznie na nich.
Nagle Malik zatrzymał się przed
Mazdą RX-8, przez co dziewczyna niechcący na niego wpadła. Bąknęła natychmiast
ciche „przepraszam”, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Rozzłoszczone spojrzenie Zayn ‘a wręcz wypalało w niej dziurę. Jednak nawet on
nie wiedział, o co się wścieka. Robił to od tak po prostu – dla zasady, ale
również z przyzwyczajenia.
-
Nie zapytasz się mnie, gdzie cię zabieram? – chłopak spojrzał na nią szczerze
zdziwiony. Gdy oboje znaleźli się we wnętrzu samochodu, zamknął drzwi za pomocą
zamka centralnego i od razu odpalił silnik, po czym wrzucił pierwszy bieg,
dodając gazu oraz ruszając z miejsca.
-
Nie wiem, czy mi wolno. Poza tym i tak nie odpowiedziałbyś mi na to pytanie,
więc wolę siedzieć cicho – rzuciła szybko.
-
I właśnie tego najbardziej nie lubię w swoich ofiarach. Przez cały czas siedzą
cicho, jakbym miał dać im kulkę w łeb tylko za to, że oddychają – warknął mało
uprzejmie. Madi przesunęła się nieświadomie bliżej drzwi, jakby ten ruch miał
ją uchronić przed ewentualnym gniewem Malika.
-
Nie dziw mi się, że jestem przerażona. Nie byłeś zbyt delikatny w stosunku do
mnie, a ja jestem pewna, że zdajesz sobie sprawę z tego, co działo się w mojej
przeszłości – zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.
-
Obiecywałem, że nie zrobię ci krzywdy, a możesz być pewna, że ja dotrzymuję
danego słowa – rzucił luźno, wzruszając obojętnie ramionami.
-
Fizycznego. Ten psychiczny, który zadajesz przy okazji jest sto razy gorszy.
Pomiędzy obojgiem zapanowała
nieprzyjemna, grobowa atmosfera. Żadne z nich nie wiedziało, jak można by ją
było przerwać. Madi siedziała wpatrzona w samochodowe okno, hamując łzy, które
bezlitośnie przysłaniały jej widok. Nie chciała się przy nim po raz kolejny rozkleić.
Bała się, że już nigdy więcej nie zobaczy siostry. Przecież tak naprawdę nie
wiedziała, gdzie Malik chce ja zabrać; co z nią zrobi, kiedy znajdą się już u
celu podróży. Na rodzicach coraz bardziej przestawało jej zależeć. Gdyby
chcieli odzyskać córki bez jakichkolwiek problemów, to już dawno obie
siedziałyby w swoich pokojach, albo w salonie przed rozpalonym kominkiem i piły
gorącą czekoladę z piankami, rozmawiając beztrosko na różne, dziewczęce tematy.
-
Jak tam jest? – zdziwiona odwróciła głowę w kierunku Mulata, przerywając na
chwilę swoje rozmyślania. Chłopak bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w czarną
szosę przed nimi.
-
Gdzie? – zapytała niepewnie.
-
W psychiatryku – sprostował od razu, w dalszym ciągu nie patrząc na dziewczynę.
-
Na początku wszystko było dla mnie przerażające. Bałam się nawet swojego cienia
i nie byłam w stanie nad tym zapanować. Chciałam po prostu zniknąć, a najlepiej
umrzeć, żeby nie musieć dłużej się męczyć – powiedziała tonem, niewiele
głośniejszym od szeptu. Obawiała się, że powie coś nieodpowiedniego, przez co
Malik znów stanie się wściekły. – Potem naszprycowali mnie jakimś lekami
przeciwko depresji. Wtedy zaczęłam robić wszystko to, co mi kazali. Nie
chciałam postępować w żadne inny sposób i im wszystkim podobało się moje
zachowanie, więc twierdzili, że zaczynam zdrowieć; normalnieć.
-
Ale teraz już nie bierzesz żadnych prochów, więc dlaczego jesteś taka spokojna
i opanowana?
-
Nie jestem ani spokojna, ani opanowana, tylko przestraszona. Boję się, że
zrobisz mi to samo, co on, a później po prostu zabijesz – spuściła wzrok na
swoje dłonie i zaczęła się nimi nerwowo bawić.
Pomiędzy obojgiem po raz kolejny
zapanowała niezręczna cisza. Madeleine wyjrzała przez boczne okno, chcąc skupić
swoje przemyślenia na widokach, znajdujących się za nim, a nie na zgadywaniu
tego, co teraz może siedzieć w głowie Malika. Szatynkę kosztowało to zbyt wiele
wysiłku mentalnego. Nawet nie zauważyła, kiedy usnęła wycieńczona przez
ostatnie wydarzenia.
Zayn zatrzymał się na obrzeżach
Londynu i odetchnął głęboko, zamykając na kilka sekund oczy. Wiedział, że
ciemnowłosa usnęła około pięciu minut temu i przez następny czas nie miał
zamiaru jej budzić. Musiał przez chwilę pobyć w zupełnej samotności i
przemyśleć parę mocno nurtujących go od jakiegoś czasu spraw. Wysiadł ze swojej
Mazdy, po czym ostrożnie zamknął za sobą drzwi, starając się zrobić przy tym
możliwie jak najmniej hałasu. Przeszedł kilka metrów i usiadł na zarośniętej
soczyście zieloną trawą łące. Zginając nogi w kolanach, wyjął z kieszeni paczkę
papierosów, od razu wydobywając jednego i odpalił go, zaciągając się dymem.
Lubił palić, ponieważ pozwalało mu to zapanować nad sobą, gdy był wściekły oraz
w pewnym sensie odprężało.
Zaczął zastanawiać się nad tym, co
powiedziała mu Leine. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wielką krzywdę wyrządza
swoim ofiarom, ale jakoś nigdy wcześniej nie przywiązywał do tego faktu zbyt
wielkiej wagi. Po prostu – porywał kogoś, zamykał w pokoju i żądał okupu, a
kiedy dostawał to, czego chciał – wypuszczał ofiarę bez jakichś większych
problemów. Sprawa komplikowała się tylko wtedy, gdy zgarniał kogoś dla zemsty.
Taki człowiek przechodził prawdziwe piekło na ziemi i rzadko kiedy wychodził z
tego żywy; nie wspominając o postradanych zdrowych zmysłach. Jednak nigdy
wcześniej nie miał do czynienia z osobą, która dopiero wyszła z psychiatryka.
Może faktycznie powinien odczekać kilka miesięcy, żeby pozwolić dziewczynie
dojść do siebie? Ale on nienawidził czekać, a już szczególnie, jeśli chodzi o
pieniądze. Uwielbiał dostawać wszystko, czego żądał - a najlepiej od razu.
Skrzywił się mocno, czując w ustach
nieprzyjemną gorycz. Zgniótł pozostałości papierosa między palcami i odrzucił
je gdzieś na bok. Chyba najwyższa pora obudzić Davies. Przecież przywiózł ją
tutaj po to, żeby pooglądała kawałek okolicy i chociaż przez chwilę odsapnęła
od miejskiego zgiełku. Podniósł się z ziemi z cichym westchnieniem, po czym
ruszył kierunku samochodu. Zdziwił się,
widząc puste miejsce. Warknął zirytowany. Mógł się spodziewać, że spróbuje
uciec, kiedy on straci uwagę; nawet jeśli miałoby to być kilka, durnych sekund.
Zdenerwowany do granic możliwość Malik uderzył z całej siły w drzwi pojazdu.
-
Spokojnie, po prostu zrobiło mi się niedobrze i musiałam jak najszybciej wyjść
na zewnątrz. – odwrócił się natychmiast w kierunku, z którego dochodził głos
dziewczyny. Podniósł wysoko jedną brew, widząc jak, zupełnie blada, opada
bezwładnie na trawę, rozkładając ręce na boki.
-
Mogłaś przynajmniej powiedzieć, że już nie śpisz. Albo na przykład trzasnąć
drzwiami, jeżeli nie byłaś zdolna do mówienie. Chciałem ci oderwać głowę,
ówcześnie pakując kulkę między oczy – nie pozwalając rozbawieniu zdradzić, że
zdążył już w pełni zapanować nad emocjami, skrzyżował ręce na wysokości klatki
piersiowej.
Madeleine poczuła nieprzyjemny
dreszcz, który natychmiast przywrócił ją do porządku. Usiadła prosto, przez co
mocno zakręciło jej się w głowie, a w oczach pojawiły się białe plamy. Spuściła
powieki, starając się zapanować nad przyspieszonym oddechem. Nie mogła teraz
zemdleć, ponieważ nie chciała jeszcze bardziej go rozzłościć. Odetchnęła
głęboko i gdy tylko uznała, że już wszystko w porządku, podniosła się z trawnika.
Niestety, tym razem słabość wzięła nad nią górę i gdyby nie silne ramiona
chłopaka, wylądowałaby z powrotem na ziemi.
Przez kilka następnych sekund,
dłużących się w nieskończoność, nie miała bladego pojęcia, co się z nią dzieje.
Wszystkie kończyny odmówiły posłuszeństwa, razem z głową zwisając bezwładnie w
powietrzu. Nie wiedziała, czy oddycha. Płuca dziewczyny równie dobrze mogły
przestać pompować powietrze, a ona nawet by tego nie zauważyła. Poczuła jedynie
twardą powierzchnię pod plecami, a chwilę później poklepywanie po twarzy, które
przywróciło ją w małym stopniu do rzeczywistości. Powolnie otworzyła oczy,
uważnie śledząc kawałek nieba, znajdujący się nad nią. Zamrugała kilkukrotnie,
podnosząc się do siadu, a duża dłoń automatycznie dotknęła jej pleców, przez co
po całym kręgosłupie rozniosło się dziwne ciepło.
Zayn, kiedy zauważył, jak Madi
zaczyna bezwładnie opadać, spanikował. W ostatnim momencie doskoczył do niej i
ostrożnie położył na trawie. Oddech przyspieszył mu pod wpływem paniki, a
adrenalina, krążąca w żyłach ciemnowłosego, zwiększyła się kilkukrotnie. Nigdy
wcześniej nie musiał ratować mdlejących dziewczyn i jakoś nie za bardzo mu się
do tego spieszyło. Nie mając bladego pojęcia, co powinien teraz zrobić, zaczął
delikatnie uderzać policzki szatynki. Motyw z wielu filmów, które do tej pory
obejrzał, wydał mu się jak najbardziej na miejscu.
Odetchnął z nieskrywaną ulgą,
kiedy Davies otworzyła oczy i spojrzała w niebo otumanionym wzrokiem. Nie
chcąc, żeby sytuacja się powtórzyła, położył rękę na plecach osiemnastolatki,
kiedy ta usiadła. Przysunął się do niej, kucając teraz nad jej nogami i uważnym
spojrzeniem zmierzył twarz nastolatki. Pokręcił głową, widząc szkarłatne plamy
na policzkach swojej towarzyszki. Dziewczyna natychmiast spuściła głowę,
nieporadnie starając zasłonić się długimi włosami.
Rozbawienie wróciło do Mulata
wraz z panowaniem nad sytuacją. Przyłożył dwa palce do podbródka i jednym,
pewnym ruchem podniósł głowę do góry, zaczynając bezwstydnie przyglądać się
twarzy dziewczyny, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej
czerwona. Madeleine nie miała pojęcia, co chłopak może chcieć teraz zrobić.
Jednak sytuacja również nie działała na jej korzyść, a nawet wręcz ją
krępowała.
-
Nie wierzę, że to robię – mruknął nagle Malik i bez większych ceregieli
przywarł swoimi wargami do ust niczego niespodziewającej się Madi.
~*~
Pamiętacie mnie jeszcze? Bo ja o was nie zapomniałam, a dowodem na to jest ten o to coś, znajdujący się powyżej. Już dawno nic mi się tak bardzo nie podobało, jak ten rozdział.
Chciałam przeprosić, że tak długo mnie tutaj nie było, ale nie miałam siły ani czasu na napisanie czegokolwiek.
Pewnie nie chcecie wyjaśnień (część z was nawet nie przeczyta tej notki), ale dla zainteresowanych jednak coś napiszę. Po pierwsze od pierwszego września rozpoczęłam pieprzone liceum i tydzień temu dowiedziałam się, co to tak na dobrą sprawę znaczy. Chuj z tym, że mogą być tylko trzy sprawdziany w tygodniu, skoro mam już kilka zapowiedzianych na przyszłe półrocze. I mądra ja (razem z moją klasą, a pomysł wyszedł od przewodniczącego klasy, więc mamy wesoło) wpakowała się w małe kłopoty. Mam tylko nadzieję, że dyrektor przypomni sobie, jak to było z nim trzydzieści lat temu i będzie wyrozumiały w stosunku do nas. Boże, życie jest piękne.
Drugi powód, to to samo, co kilka miesięcy temu. Zrezygnowałam z przekonania, że to co piszę, jest przynajmniej dobre. Mam zajebistego doła twórczego, a wena poszła się ruchać razem z dobrym samopoczuciem. Dobrym przykładem na to jest fakt, że usunęłam całe moje opowiadania i nie wiem, czy chcę napisać je od nowa. Więc podsumowując pomysł na nie dołączył do trójkąta z dwiema poprzednimi sprawami. Nie wiem, czy po The Queen nie zrezygnuję z blogowania.
Ale to tylko takie moje przemyślenia. Niepotrzebnie tak bardzo się rozpisałam.
Dobranoc wszystkim.
ZałamanaiśpiącaJes. xx