Głośny trzask drzwi wyrwał ją ze
spokojnego snu. Poderwała się na łóżku, rozglądając zaspana dookoła. Wczoraj w
nocy dostała czystą piżamę, którą przyjęła z wdzięcznością i natychmiast w nią
ubrała. Popatrzyła zdziwiona na szatyna, stojącego w wejściu do pokoju. Trzymał
w dłoniach jakieś ubrania, które chwilę później wylądowały na łóżku. Skinęła
delikatnie głową w ramach podziękowania, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi na
ten gest. Chłopak opuścił pomieszczenie tak szybko, jak się w nim pojawił.
Madeleine westchnęła cicho, krzyżując ręce pod piersiami. Minęło już dość sporo
czasu od momentu, w którym znalazła się w domu pełnym niebezpiecznych ludzi i …
pań lekkich obyczajów, a dalej nie może się przyzwyczaić do tego faktu.
Chwyciła niepewnie ciuchy w obie
dłonie i wstała z posłania, od razu udając się do łazienki, do której drzwi
znajdowały się bezpośrednio w jej pokoju. Korzystała z niej wczoraj i musi
przyznać, że kąpiel zadziałała na nią uspokajająco. Tym razem jednak postawiła
na szybki prysznic, ponieważ musi załatwić coś ważnego. Ubrała na siebie
krótkie, dżinsowe spodenki, które ledwo zasłaniały jej pupę oraz luźną koszulkę
z jakimś przypadkowym nadrukiem. To zdecydowanie nie było w jej stylu, ale nie
chciała w jakikolwiek sposób narzekać, bo zawsze mogło być znacznie gorzej.
Weszła z powrotem do pokoju. Od razu zaścieliła łóżko, a piżamę schowała pod poduszką i usiadła na parapecie, uważnie przyglądając się widokowi za oknem. Mokra od deszczu ulica sprawiała wrażenie opustoszałej, a wyginające się we wszystkie strony pod wpływem wiatru drzewa wyglądały, jakby zaraz miały się całkiem połamać. Raz na jakiś czas po asfalcie przejechało auto, którego wycieraczki pracowały na najwyższych obrotach. Szatynka oparła głowę o szybę, przyciągając kolana bliżej siebie. Pogoda wydawała się odwzajemniać wszystkie emocje, jakie w niej buzują. Żałowała, że nie może wyjść na pole i postać przez chwilę w deszczu. Zawsze uwielbiała, kiedy zimna woda spływała po jej ciele, mocząc ubrania, a później również i ciało szatynki. Czuła wtedy swojego rodzaju wolność. Jakby woda zabrała wszystkie jej zahamowania, lęki i problemy. Właśnie tego teraz potrzebowała – chwili wytchnienia od całego świata.
Westchnęła cicho, odwracając głowę w kierunku drzwi. Chciała poczekać, aż ktoś w końcu do niej przyjdzie i dopiero wtedy miała zamiar poprosić o rozmowę ze Styles ‘em, ale nie miała już siły czekać, aż ktoś w końcu raczy zobaczyć, co się z nią dzieje. Zeszła niepewnie z parapetu i założyła na bose stopy swoje balerinki, które miała podczas porwania. Położyła drobną dłoń na klamce i odliczyła w myślach do dziesięciu. Bała się opuścić swój mały „azyl”. Coś we wnętrzu osiemnastolatki podpowiadało jej, że tutaj jest zupełnie bezpieczna i nikt nie zrobi dziewczynie w tym miejscu żadnej krzywdy. Odetchnęła głęboko, pchając drzwi z całą siłą, jaka jej jeszcze pozostała. Rozejrzała się uważnie dookoła i stwierdzając, że na szczęście nikt nie kręci się po korytarzu, ruszyła przed siebie. Szła szybko, stawiając niepewne kroki i uważnie patrząc dookoła, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół korytarza na wypadek, gdyby Zayn ‘a nie było w gabinecie.
Po kilkuminutowej drodze stanęła wreszcie przed tymi konkretnymi drzwiami. Zawahała się przez sekundę, ale w końcu jej drobna dłoń zastukała cicho w drewniany przedmiot. Odsunęła się krok do tyłu na wypadek, gdyby szatyn otworzył wejście w dość nerwowy sposób. Zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami. Usłyszała szczęk otwieranego zamka, ale nie miała na tyle odwagi, żeby podnieść głowę do góry.
- Czy ja ci nie mówiłam, że masz nie opuszczać swojego pokoju, chyba że ktoś po ciebie przyjdzie? – usłyszała lekko zdenerwowany głos Mulata. Po plecach osiemnastolatki przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nie chciała wyprowadzać go z równowagi.
- Um. Ja tylko chciałam zapytać, czy nie wiesz przypadkiem gdzie jest chłopak … - zawahała się. - … były chłopak mojej siostry? – poprawiła się, zbierając w sobie całą odwagę, jaka jej pozostała i podniosła głowę. Cofnęła się o krok do tyłu, zauważając furię w oczach chłopaka. Stały się przez to znacznie ciemniejsze.
- Styles ‘a tutaj nie ma. Pojechał coś dla mnie załatwić, a teraz idź tam, gdzie kazałem ci być! – warknął, wracając do środka gabinetu i trzaskając za sobą drzwiami.
Dziewczyna na nic więcej nie czekała, tylko szybkim krokiem, prawie biegnąc, udała się z powrotem do swojego tymczasowego pokoju. Po drodze zastanawiała się, dlaczego brunet jest w takim stanie. Była pewna, że to nie przez jej nieposłuszeństwo. Gdyby tak było, to zacząłby ją pouczać i osobiście odprowadził. No, ewentualnie załatwił jakąś obstawę. Zamrugała kilkakrotnie, krzyżując ręce i przyspieszając, kiedy zobaczyła mężczyznę, który zmierzał prosto w jej kierunku. Chciała go wyminąć, ale on w ostatnim momencie złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Popatrzyła na niego rozszerzonymi z przerażenia oczami. Dobrze wiedziała, czego od niej chce, ale w duchu błagała wszystkie świętości, żeby ktoś tędy przeszedł.
- Gdzie ci się tak spieszy? – zapytał, uśmiechając się zadziornie. Fakt, jakie ciuchy ma na sobie w cale jej nie pomagał.
- Proszę, puść mnie – wyjęczała, starając się wyrwać swoją rękę z jego uścisku. Na próżno, ponieważ złapał ją jeszcze mocniej. Zagryzła dolną wargę, hamując w sobie płacz. Przecież nie może się tak łatwo poddać.
-
Oj przestań. I tak wiemy, że również tego chcesz – zakpił, rozglądając się
uważnie dookoła, czy ktoś nie chciał przejść się korytarzem, na którym się
aktualnie znajdują i zaczął ciągnąć dziewczynę w kierunku pierwszych lepszych
drzwi. Ciało osiemnastolatki zaczynało coraz bardziej drżeć.
-
Proszę, nie rób tego.– głos osiemnastolatki zadrżał niebezpiecznie, a po jej
policzkach spłynęły pierwsze łzy, kiedy wejście do pokoju zatrzasnęło się za
nimi z niemałym hukiem.
Jednak mężczyzna nic nie
dopowiedział, tylko przycisnął ją do ściany i wpił się w wargi Madeleine.
Położyła dłonie na jego szerokich ramionach o spróbowała od siebie odepchnąć,
ale nic to nie Pocałunek w cale nie sprawiał jej przyjemności, a wywoływał
odruch wymiotny. Język mężczyzny już dawno wdarł się do buzi ciemnowłosej.
Spróbowała po raz kolejny przekręcić twarz, ale ta próba również skończyła się
bez powodzenia, kiedy duże dłonie wylądowały na zapłakanej, bladej twarzy Madi.
Poczuła, jak jedna z nich po jakimś czasie zaczyna zjeżdżać coraz niże, a po
kilku sekundach wędrówki zatrzymuje się na pośladku, zaciskając go mocno.
Zaczęła krzyczeć na całe gardło i wzywać pomocy, zaraz po tym, jak mężczyzna oderwał się od jej ust i wziął za rozpinanie spodni. Niestety skończyło się to dla niej siarczystym policzkiem, od którego nogi natychmiast się pod nią ugięły i opadła na podłogę z głośnym jękiem. Zaczęła godzić się w duchu z tym, co nastąpi na chwilę. Zamknęła oczy modląc się po cichu, żeby w trakcie umrzeć. Może wtedy w końcu zazna choć chwili spokoju. Napastnik złapał włosy osiemnastolatki i z całej siły pociągnął ją do góry, dzięki czemu znów stanęła na nogi. Złapała jego dłoń, starając się w jak największym stopniu złagodzić ból, który jej zadawał.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z głośnym trzaskiem i stanęło w nich dwóch chłopaków. Kojarzyła ich skądś, ale teraz nie była w stanie skojarzyć, skąd. Mroczki zaczęły skakać przed jej oczami, przysłaniając cały świat. Usłyszała tylko kilka głośnych przekleństw, co jak trzask łamanych kości i poczuła, że unosi się nad ziemią. Później była tylko totalna pustka. Zemdlała.
~*~
Wyszedł z gabinetu, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Jeśli w tym momencie nie wyjdzie na pole i nie wypali przynajmniej pół paczki papierosów, to ktoś może bardzo na tym ucierpieć. Zmarszczył brwi, słysząc głośny, dziewczęcy krzyk, ale postanowił go zupełnie zignorować twierdząc, że pewnie zaraz któryś z chłopaków się tym zajmie. On potrzebuje chwili spokoju, żeby zastanowić się, jak może wyjąć z paki Styles ‘a. Kretyn wczoraj wyszedł na jakąś imprezę i schlał do nieprzytomności, po czym wsiadł za kółko, powodując niegroźny wypadek. Fakt, że w cale nie kontaktował sprawił, że nic nie był w stanie zrobić i na sam koniec tej cudnej historii policja zaprała go na dołek. Malik ma tylko cichą nadzieję, że nie rozpoznali w nim członka jego gangu, bo zadanie będzie jeszcze bardziej utrudnione.
W pewnym momencie minął go Louis, niosąc na rękach jakąś dziewczynę. Zayn stanął w miejscu, marszcząc brwi i zaczął się mocno nad czymś zastanawiać. Olśnienie przyszło niemalże natychmiast i już w następnej sekundzie próbował dogonić swojego przyjaciela z Madeleine na jego rękach. Co prawda wyrzucił szatynkę, kiedy przyszła do niego, do gabinetu, ale nie myślał, że może jej się coś stać. Przecież pokój dziewczyny znajdował się na tym samym piętrze. Zaklął siarczyście pod nosem, zapisując w swojej pamięci, że musi się dowiedzieć, co stało się szatynce w tak krótkim czasie. Zamyślony nie zauważył, że Tomlinson stanął w miejscu. On również zatrzymał się w ostatnim momencie, obrzucając go złowrogim spojrzeniem. Szatyn w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami, wchodząc do pokoju, który przypominał gabinet lekarski. Ułożył delikatnie Madi na białej pościeli i poszedł najprawdopodobniej poszukać ich lekarza, który zawsze zajmuje się opatrywaniem ran w gangu Malika.
Mulat oparł się o ścianę, skrzyżował ręce i uważnie przyjrzał nieprzytomnej osiemnastolatce. Zaschnięte łzy na policzkach wskazywały ewidentnie na to, że płakała, zanim straciła świadomość. Mógł się przez to domyślać, co tak naprawdę się stało. Na samą myśl o nieposłuszeństwie któregoś ze swoich podwładnych zacisnął mocno powieki oraz pięści. Już on sam, osobiście zajmie się tą sprawą i nie obiecuje, że obejdzie się bez ofiar śmiertelnych. Kiedy coś rozkazuje, to do jasnej cholery wszyscy mają go słuchać! Do pokoju wszedł nagle Liam, jednak brunet zupełnie zignorował jego pojawienie się. Nie wiedział, po co tutaj przyszedł i ta informacja tak naprawdę nie była mu w żaden sposób potrzebna do szczęścia.
- Nie udawaj, że mnie tutaj nie ma, tylko rusz się i choć – Payne machnął na niego ręką. On w odpowiedzi westchnął zirytowany, ale ruszył w kierunku wyjścia, po raz ostatni zerkając na szatynkę. Będzie musiał poważnie z nią porozmawiać, kiedy tylko jej stan psychiczny będzie się do tego nadawał.
Li bez słowa ruszył przed siebie. Malik również nie miał zamiaru się odzywać, tylko cały czas podążał za swoim przyjacielem. Miał nadzieję, że nie będzie musiał długo czekać na wyjaśnienia. W końcu to on tutaj rządzi i ma prawo wiedzieć, co się dookoła niego dzieje. Zrezygnowany wyjął paczkę papierosów z kieszeni i odpalił jednego, umieszczając filtr pomiędzy swoimi wargami, po czym zaciągnął się mocno. Miał wyjść na pole, żeby nie zasmradzać wszystkich swoich ludzi, którzy jednak nie preferują zapachu nikotynowego, ale jak widać nie prędko będzie dane mu opuścić budynek. Zatrzymali się pod jednym z wielu pokoi, by po kilku sekundach wejść do niego. Zayn zdziwił się, widząc Franka – jednego z nowych w gangu. Szybko jednak przywołał się do porządku i spojrzał zdziwiony na Louisa, który stał obok krzesła, do którego został przywiązany „nowicjusz”.
- Niech ta szuja ci wytłumaczy – syknął szatyn, ciągnął głowę chłopaka do tyłu. Malik machnął obojętnie ręką, w której trzymał papierosa, sygnalizując tym gestem, że nie ma zamiaru stracić na nich całego dnia.
-
Mogę już wrócić do jakichś ważniejszych spraw? – rzucił obojętnie, znów
zaciągając się fajką i kierując do wyjścia z pomieszczenia. Już on da im
popalić za to, że ściągnęli go tutaj zupełnie niepotrzebnie.
- Chciał zgwałcić Madeleine – powiedział Payne. Malik zamarł z dłonią położoną na klamce. Poczekał chwilę, myśląc że się przesłyszał, ale kiedy tylko słowa przyjaciela do niego dotarły rzucił szlugiem gdzieś na bok, podszedł z powrotem do Franka i złapał jego włosy, odchylając za nie głowę do tyłu tak, jak wcześniej zrobił to Louis.
- Czy ty do kurwej nędzy jesteś normalny? Przecież jasno się wyraziłem, kiedy omawialiśmy poszczególne punkty planu wyciągnięcia forsy z jej nadzianych rodziców – warknął, mocniej zaciskając pięść, przez co chłopak syknął głośno.
- Jeszcze żadnej swojej ofiary nie traktowałeś w ten sposób. W czym ona jest wyjątkowa? – syknął pewny siebie chłopak i obdarzył Zayn ‘a drwiącym spojrzeniem. Tego było dla Malika zbyt wiele. Dobrze wiedział, co ten szczyl sugeruje. Z całej siły uderzył go otwartą dłonią w policzek.
- Rozwiążcie go – rozkazał natychmiast chłopak i skierował się do wyjścia z pomieszczenia. – A ty Mckagan masz piętnaście minut, żeby opuścić to miejsce, albo rozpierdolę ci ten bezmyślny łeb – wyszedł, trzaskając za sobą z całej siły drzwiami.
Pewnym siebie krokiem, ciskając
piorunami z oczu w kogo tylko się da, ruszył do wyjścia. Po raz kolejny wydobył
z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego z nich, natychmiast wciągając do
płuc maksymalną ilość nikotyny. Wyszedł na zewnątrz i udał się w stronę garaży,
gdzie cały czas przebywał jeden z jego mechaników i naprawiał samochód, którym
brał udział w nielegalnych wyścigach. Podszedł do niego, po czym z całej siły
uderzył go w plecy. Ten natychmiast odwrócił się do niego przodem i zamroził
spojrzeniem.
- Skończyłeś, Niall? –zapytał ostro, podchodząc do drzwi pojazdu i nie czekając na odpowiedź wsiadł do środka.
- Niby tak, ale na twoim miejscu dzisiaj wybrałbym jakiś inny – chłopak złapał starą szmatę i zaczął wycierać w nią ręce, ubrudzone smarem.
-
Ładuj się Horan do swojego wozu i jedziemy – rozkazał, nie wychodząc z samochodu, tym samym
zupełnie ignorując ostrzeżenie przyjaciela. Ni westchnął cicho, wykonując
polecenie Malika. Czasami wydawało mu się, że ten kretyn ma więcej szczęścia
niż rozumu i miał nadzieję, że dzisiaj też tak będzie. W końcu jazda
nieskończonym samochodem na nielegalnych wyścigach nie jest niczym normalnym i
bezpiecznym.
Dwadzieścia minut później cała
trójka była już na miejscu. Do wydarzenia pozostało im około godzinę, co Zayn
postanowił wykorzystać na ćwiczenia. Ze skupieniem wykonywał wszystkie manewry,
które mogą dać mu zwycięstwo lub uratować od wypadku. Musi mieć pewność, że wygra;
drugie miejsce nawet nie wchodzi w grę. Malik znany jest z tego, że zawsze i we
wszystkim jest na pierwszym miejscu, bo inaczej nie podjąłby się zadania.
Zauważył pierwszych zawodników, którzy po kolei ustawiali się obok siebie, więc
on sam również zajął swoje miejsce. Zauważył przyjaciół, siadających w drugim
samochodzie, z którego mają mu pomagać.
Otworzył drzwi i wyszedł na chwilę
na zewnątrz. Nie chciało mu się siedzieć samemu jeszcze całe pół godziny w
samochodzie. Przecież mógł dla rozrywki podenerwować kilku swoich największych
wrogów nie tylko na torze, ale również w życiu. Widział ich zdziwienie, kiedy
go zobaczyli. Uśmiechnął się wrednie pod nosem. Co prawda, to prawda – dawno go
tutaj nie było, ale chyba nie pomyśleli, że mógłby zrezygnować z nielegalnych
wyścigów, które są idealną formą odstresowania.
-
Witam wszystkich. – zakpił, siadając na masce swojego samochodu. Nikt mu nie
odpowiedział, co odebrał za bardzo dobry znak. To, że się go niespodziewani
oznacza tylko jedno – nie przygotowali się na tyle, żeby go pokonać, a ich
milczenie tylko go w tym utwierdza. Najwyższa pora nauczyć się Malik nigdy nie
odpuszcza sam z siebie.
Super:-)
OdpowiedzUsuńcudny^^
Usuńahh ten Malik...czy on wg ma uczucia??
Ifjeuyeh. Chce.wiecej !!! :)) cudowne! *.*
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
cudowny !:*
OdpowiedzUsuńBiedna Madi, już chyba bardziej jej psychiki nie mogli rozwalić. Świetny rozdział :**
OdpowiedzUsuńHej :* zostałaś nominowana do VBA! Więcej informacji tutaj :http://niekomentuj.blogspot.com/2014/08/versatile-blogger-award.html
OdpowiedzUsuńxoxo <333
super zresztą jak zawsze..
OdpowiedzUsuńczekam na nowy
Świetny! :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się nn ;D
Pozdrawiam i weny :*/ rita