Madeleine siedziała w jednym z kątów
swojego pokoju z podciągniętymi pod brodę kolanami, w których schowała
zapłakaną twarz. Znów czuła się tak samo, jak dwa lata temu. Nie mogła w żaden
sposób opanować strachu, który zapanował nad każdą komórką jej przemęczonego
ciała. Nie pozwoliła wczoraj zbliżyć się do siebie rodzicom. Jedynie Melodie
potrafiła nie dotknąć jej i nie obudzić u niej żadnych instynktów
samozachowawczych. Szatynka pozwoliła, aby jej ciałem wstrząsnął szloch
bezsilności. Tak bardzo chciała znów być starą Madi, która nie bała się
niczego, oprócz pająków i potrafiła wybronić się z każdej sytuacji! Wiedziała
jednak, że to nie możliwe. Westchnęła ciężko, podnosząc głowę, którą oparła na
kolanach, wpatrując się w okno. Gdyby tylko zaufała swoim przeczuciom i nie
wpuściła tego człowieka wtedy do domu nic by się nie stało. Dlaczego akurat
tego wieczoru musiała zrezygnować we własną intuicję?! Potrząsnęła głową, ale
nie była w stanie wyrzucić z umysłu obrazów, które samoistnie zaczęły się w
niej przewijać, tworząc jedną, niesamowicie długą dla dziewczyny, retrospekcję,
która wręcz paliła.
20
maja 2012 roku, Londyn
Uśmiechnięta od ucha do ucha
szatynka krzątała się po salonie, usiłując znaleźć swój telefon. Pomimo tego,
że zguba nie chciała dać się znaleźć ona cały czas emanowała szczęściem w
najczystszej postaci. Już miała położyć się na podłodze, żeby sprawdzić
przestrzeń pod jedną z sof, ale usłyszała pukanie do drzwi. Westchnęła ciężko,
udając się w tamtym kierunku. Jako, że była sama w domu, to właśnie ona musiała
otworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Gdy była na miejscu spojrzała przez
wizjer, żeby rozpoznać osobę, która nachodzi ją o tak wczesnej porze. Zdziwiła
się, widząc po drugiej stronie przyjaciela swoich rodziców – Josh ‘a Smith ‘a .
Przeczucie podpowiadało dziewczynie, żeby nie dawała znać o swojej obecności i
już miała go posłuchać, ale usłyszała głos mężczyzny.
- Madeleine,
wiem że poszłaś na wagary. Widziałem cię, jak wchodzisz z powrotem do środka – Zaklęła szpetnie pod nosem i ignorując przeczucia odkluczyła, wpuszczając tym
samym postawnego faceta do środka. – Nie martw się, nie powiem twoim rodzicom – Zapewnił, uśmiechając się szeroko. – Chciałem tylko pożyczyć od was cukru,
ponieważ zaraz wychodzę do pracy i już nie zdążę kupić go w sklepie, a bez
kubka słodkiej herbaty nie mogę normalnie funkcjonować – Zaśmiał się, drapiąc
swój kark. Szatynka zmierzyła go badawczym spojrzeniem, po czym kiwnęła
delikatnie głową i udała w kierunki kuchni.
W wejściu poczuła, jak gość kładzie
duże dłonie na jej biodrach. Natychmiast odwróciła się w jego kierunku, z
zamiarem spoliczkowania go, ale ten był szybszy i wpił się zachłannie w jej
usta. Na początku stała zdziwiona oraz wyprostowana, jak słup soli, ale kiedy
tylko dotarło do niej, co się dzieje, natychmiast zaczęła się wyrywać. Nic to
jednak nie dało, ponieważ cały czas pozostawała w stalowym uścisku umięśnionych
ramion, z którymi nie miała najmniejszych szans w jakiejkolwiek walce
fizycznej. W pewnym momencie poczuła, jak palce napastnika zaciskają się na jej
zgrabnych pośladkach i już była w stu procentach pewna, czego on od niej chce.
Nie lubiła żadnego ze znajomych swoich rodziców, jednak nie myślała, że są
zdolni do czegoś takiego. Wzmocniła szarpanie, co na niewiele się zdało. W niebieskich
oczach Madi zabłyszczały łzy przerażenia. Chciała, żeby to wszystko w końcu się
skończyło. Jeszcze nigdy nie bała się nikogo aż tak bardzo, jak mężczyzny,
który właśnie zabrał się za zdejmowanie jej białej bokserki. Starała się jakoś
mu przeszkodzić, ale w końcu zirytowany rozerwał ciuch na strzępy i rzucił
gdzieś za siebie.
- Współpracuj,
a i ty będziesz miała z tego przyjemność – Na jego twarzy pojawił się ohydny
uśmiech, który sprawił, że po plecach dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz
obrzydzenia. W pełni zdawała sobie sprawę z tego, że nikt nie może jej pomóc.
Przecież jest sama w domu. Chociaż, może ogrodnik ją usłyszy!
- Pomocy! – Krzyknęła, ile tylko miała sił w płucach, jednak takie posunięcie zdecydowanie
okazało się błędem, ponieważ poczuła, jak mężczyzna uderza ją z otwartej dłoni
prosto w twarz. Niezdolna do utrzymania równowagi upadła na podłogę. Z oczu
jeszcze bardziej zaczęły jej wypływać łzy.
- Zamknij się,
bo będzie bardzie bolało – Warknął. Zdjął z siebie koszulkę, po czym złapał
brązowe włosy Madeleine i podniósł ją za nie do góry. Pisnęła pod wpływem bólu.
Tak strasznie chciała, żeby to się już skończyło. Sprawił, że patrzyli sobie
prosto w oczy. – Pieprzenie ciebie będzie czystą przyjemnością – Powiedział z
nieukrywaną satysfakcją, a na jego ustach z powrotem pojawił się ten sam
obślizgły uśmieszek.
- Proszę, nie
rób mi tego. Ja jeszcze nigdy … - Nie zdołała nic więcej powiedzieć, ponieważ
głos jej się załamał, a ogromna gula zatkała gardło, przez co nie była w stanie
wydusić z siebie nic więcej oprócz żałosnego szlochu.
- Nie martw
się. Będzie bolało tylko na początku – Zakpił, odpinając pasek przy swoich
spodniach. Po kilku sekundach wylądowały na podłodze razem z bokserkami,
ukazując dość sporych rozmiarów członka. Szatynka wzdrygnęła się, kiedy
mężczyzna powalił ją na kolana i, nie wypuszczając włosów dziewczyny z dłoni,
przybliżył jej twarz do penisa. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, opierając
dłonie na jego udach.
Nie była w stanie nic zrobić, kiedy
włożył jej go do ust i zaczął poruszać głową do przodu oraz do tyłu. Myślała,
że za chwilę zwymiotuje. Czuła, jak całe śniadanie podchodzi jej do gardła.
Modliła się w duchu, żeby upragniony moment, kiedy cała ta katorga wreszcie się
skończy, nadszedł jak najszybciej. Wtedy chciała jak najszybciej umrzeć. Czuła
się, jak tania dziwka z pierwszego lepszego burdelu. Zawsze myślała, że
pierwszy raz przeżyje z kimś, kogo naprawdę pokocha a nie, niewyżytym, obleśnym
facetem, który miał być przyjacielem rodziców. Odetchnęła z ulgą, kiedy Josh w
końcu doszedł. Co prawda chciała ponownie zwymiotować, kiedy spuścił się prosto
w jej ustach, ale przynajmniej to był już koniec tej tortury. On sobie teraz
stąd pójdzie i zostawi ją w świętym spokoju. Położyła się na podłodze, zwijając
w kulkę. Mimo wszystko chciała dalej umrzeć.
W pewnym momencie usłyszała, jak
mężczyzna podnosi się z fotela i znów zmierza w jej kierunku. Zacisnęła pięści
oraz oczy, spod których znów zaczęła spływać słona woda. On nie odpuści. Musi
dopiąć swego, a w tym przypadku rozdziewiczenia jej. Poczuła mocny uścisk na
ramieniu, po którym na pewno zostaną ślady, a chwilę potem drobne ciało
szatynki znalazło się na kanapie. Pisnęła przerażona i po raz kolejny zaczęła
się wyrywać. Panika oraz strach narastały w niej coraz bardziej, kiedy palce
mężczyzny zaczęły rozpinać jej pasek.
- Błagam, niech
pan przestanie! Ja nie chcę! – Krzyczała, a jej głos co chwilę łamał się. Nie
wiedziała, co jeszcze może powiedzieć, żeby zostawił ją w świętym spokoju.
Żadne słowo nie pomagało. On był jakby głuchy na jej błagania.
Nie minęło dużo czasu, a oboje byli
zupełnie nadzy. Madeleine zagryzła wargę, kiedy Josh wszedł w nią jednym
pchnięciem. Nie chciała dawać mu satysfakcji, że sprawia jej jakiekolwiek
cierpienie, ale po niedługim czasie zaczęła wręcz piszczeć. Wszystko
niesamowicie ją bolało. Szatynka czuła się, jakby ktoś wbijał jej tam miliony
szpilek. Tak strasznie nienawidziła go za to, co jej teraz robi. Zacisnęła z
całej siły dłonie na materiale kanapy i zaczęła piszczeć, jak opętana.
22
maja 2014 roku, Londyn
Jej wspomnienia na całe szczęście przerwała
Melodie, która weszła do pokoju swojej siostry. Spojrzała na szatynkę, która
rozszerzonymi, zaczerwienionymi oczami patrzyła przed siebie prosto w ścianę
naprzeciwko. Westchnęła ciężko, klękając przed nią. Jeżeli znajdzie człowieka,
który znów doprowadził jej ukochaną siostrę do takiego rozpadu psychicznego, to
obiecuje, że osobiście się nim zajmie. Przyciągnęła osiemnastolatkę do siebie,
gładząc uspokajająco po plecach.
-
Przebierz się, pójdziemy na pole – Powiedziała cicho, starając się brzmieć jak
najbardziej łagodnie tylko potrafiła. Odsunęła od siebie dziewczynę i
popatrzyła prosto w jej oczy. Widziała w nich strach i ból, przez co serce
blondynki ścisnęło się z żalu.
Starsza Davies pokiwała twierdząco
głową i podniosła się z podłogi. Nie miała w sobie ani krzty siły, żeby
przeciwstawić się siostrze. Weszła do garderoby, odszukując w niej jasną, luźną
spódniczkę, bokserkę oraz czystą bieliznę. Z niemałym ociąganiem udała się
prosto do łazienki, gdzie wzięła szybki, kilkuminutowy prysznic. Kiedy wreszcie
strumienie wody przestały spływać po jej nagim ciele, które zostało już
owinięte ręcznikiem, stanęła przed lustrem. Zaczęła mierzyć się krytycznym
spojrzeniem od góry do dołu i chociaż obiecała sobie, że już nigdy nie będzie
wracać do przeszłości, to podświadomość sama zaczęła oceniać, jak wyglądała
przed gwałtem, a jak prezentuje się aktualnie – ze zniszczonym wnętrzem. Kiedyś
zawsze uważała się za atrakcyjną dziewczynę, stąd właśnie w szafie Madi
znajduje się aż tyle krótkich spódniczek, czy chociażby bluzek z niemałymi
dekoltami. Zawsze uwielbiała podobać się, a co za tym idzie i podrywać,
chłopaków. Nigdy nie miała problemu z faktem, że może odsłonić zbyt wiele. A
teraz? Zaśmiała się z żalem pod nosem. Teraz najchętniej schowałaby się pod
kilkoma warstwami jakichś zbyt dużych ciuchów, które zasłoniłyby wszystkie jej
kobiece atuty. Za to, co się stało obwiniała również styl, jaki wtedy
prezentowała.
Potrząsnęła energicznie głową,
starając się wyrzucić z niej wszystkie niepotrzebne myśli, po czym wierzchem
dłoni starła większość łez, które pojawiły się samoistnie na jej bladej twarzy.
Dopiero teraz, stojąc tak osłonięta jedynie kawałkiem puszystego materiału,
uświadomiła sobie, że wygląda jak prawdziwy kościotrup. Wszystkie kości odstają
jej spod niemalże białej skóry, a pod oczami widnieją dwa, sporej wielkości
worki od nieprzespanej ostatniej nocy. Zacisnęła usta w wąską kreskę,
spuszczając głowę, żeby nie musie już na siebie patrzeć. Wzięła pełne płuca
powietrza, by po kilku sekundach wypuścić je ze świstem, rozchodzącym się po
prawie pustym pomieszczeniu. Dalej nie patrząc na lustrzaną powierzchnię
sięgnęła po wcześniej przygotowane ubrania, po czym bardzo szybko założyła je
na siebie. Zostało jeszcze tylko wysuszyć włosy i już może opuścić miejsce, w
którym z jakichś niewyjaśnionych powodów czuła się bezpiecznie.
Zakładając na stopy delikatne
balerinki zeszła po schodach, po czym udała się prosto do ogródka, gdzie
siedziała już Melodie. Blondynka z rozmarzonym wyrazem twarzy, która zwrócona
została prosto do słońca, huśtała się na drewnianym meblu. Madeleine podeszła
do niej niemalże bezgłośnie, zajmując miejsce obok. Mel, czując że ktoś
przerwał właśnie jej samotność, automatycznie odwróciła głowę w kierunku
intruza. Uśmiech, przyozdabiający lekko różowe usta dziewczyny, poszerzył się
kilkukrotnie, kiedy zobaczyła swoją starszą siostrę. Obiecała sobie dwa lata
temu, że jeśli wyjdzie z psychiatryku, to osobiście pomoże jej wrócić do siebie
i ma zamiar dotrzymać danego słowa. Nie lubiła nikogo zawadzić, a już
szczególnie siebie.
-
Na co masz ochotę? – Zapytała młodsza Davies, opierając łokcie na kolanach i
podtrzymując brodę dłońmi. Szatynka zastanowiła się przez dłuższą chwilę,
jednak po upływie tego czasu wzruszyła bezradnie ramionami.
-
Nie mam ochoty na nic, jak siedzenie w kacie i użalanie się nad sobą – Odparła
beznamiętnie, opierając się o huśtawkę. Usłyszała ciche westchnienie siostry.
Wiedziała, że blondynka chce wyciągnąć ją z tego całego dołka, ale ona w żaden
sposób nie potrafiła jej pomóc. Strach, który opanowywał ciało szatynki, kiedy
tylko miała podejść do któregoś z rodziców był tak ogromny, że zwyciężał
wszystkie inne uczucia, kłębiące się od jakiegoś czasu w jej wychudzonym ciele.
-
Lody? – Zapytała w końcu Melodie, wyciągając spod huśtawki pudełko wcześniej
wspomnianego deseru oraz dwie łyżki.
Bez czekania na jakiekolwiek
potwierdzenie po prostu odpakowała przedmiot i podała jeden ze sztućców
Madeleine. Ta ochoczo go przyjęła i już po chwili objadały się truskawkowo – śmietankowym
przysmakiem, nieświadome tego, że ktoś obserwuje je zza żywopłotu, otaczającego
całą posiadłość państwa Davies.
~*~
Już od jakiegoś czasu tkwili w
jednym miejscu, obserwując dom dziewczyny, którą mają porwać. Wiedzą, że muszą
działać jak najszybciej, ponieważ jej rodzice zdążyli zawiadomić odpowiednich
ludzi o ich zamiarach, a oni nie mają najmniejszego zamiaru zrezygnować z
zemsty, którą planują już od roku. W pewnym momencie z domu wyszła blondynka.
Mulat zauważył kątem oka, jak Harry spina się nieznacznie widząc dziewczynę.
Już dawno zauważył, że zadanie, jakie zostało powierzone Styles ‘owi,
nieznacznie wymknęło mi się spod kontroli. Wiedział jednak, że przyjaciel sobie
z tym świetnie poradzi.
-
Zaczynamy – Mruknął pod nosem Zayn, kiedy na zewnątrz pojawiła się również
szatynka, której oczekiwali. Zrobił to na tyle głośno, żeby jego towarzysze go
usłyszeli.
Po woli zaczął wychodzić zza
krzaków, starając się nie zwrócić na siebie uwagi śmiejących się dziewczyn. W
ręce cały czas trzymał szary, lniany worek, który miał zamiar założyć na głowę
dziewczyny. Wiedział, że sprawi jej tym strach, a co za tym idzie również i
ból, ale jak już wspomniał – nie może odpuścić tej zemsty. Pokazał dłoniom
Harry ‘emu, żeby ruszał, jako pierwszy. Miał zadzwonić do drzwi, tym samym
odwracając uwagę szatynki. Chłopak pokiwał w odpowiedzi głową i ruszył w
wyznaczonym kierunku. Nie musieli czekać długo, a blondynka z delikatnym
uśmiechem na twarzy i lekko zaróżowionymi od śmiechu policzkami, udała się w
kierunku wejścia do domu. Kilka następnych sekund czekali na moment, w którym
para pojawiła się w oknie i to był znak, żeby zaczynać całą akcję.
~*~
Odkąd Melodie ją opuściła cały czas
wierciła się na siedzeniu. Dobrze wiedziała, że rodzice po wczorajszym wydarzeniu
obstawili cały dom w ochroniarzy i tego typu ludzi, ale mimo wszystko czuła się
zagrożona. Nie ufała nikomu oprócz swojej siostry i w każdym działaniu widziała
jakiś podstęp. Głowa szatynki automatycznie odwróciła się w kierunku salonu,
gdzie Mel rozmawiała ze swoim chłopakiem. Siostra próbowała przekonać ją do
tego, że pomyliła z kimś Harry ‘ego, ale Madeleine jest w stu procentach pewna,
że to właśnie on chciał jej coś zrobić wraz z blondynem oraz brunetem.
Westchnęła ciężko, podnosząc się z huśtawki i skierowała swoje powolne kroki do
wnętrza domu. Nie będzie przeszkadzać blondynce; znajdzie sobie jakieś zajęcie.
W pewnym momencie usłyszała, jak w
krzakach coś zaczyna szeleścić. Automatycznie przyspieszyła kroku, chcąc jak
najszybciej znaleźć się we wnętrzu. Już miała popchnąć drzwi, żeby się
otworzyły, ale w ostatnim momencie poczuła czyjąś dłoń na ustach, a kilka
sekund późnej stopy osiemnastolatki nie dotykały już ziemi. Chciała krzyczeć,
wyrywać się, zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby jej uniknąć porwania, ale nie
była w stanie nawet oddychać czy mrugać. Każdy organ, nawet serce, zaprzestał
swojej pracy. Całe ciało nastolatki ogarnęła panika i strach. Czarne plamy
pojawiły się przed jej oczami, w kilka sekund zasłaniając cały świat. Zemdlała
w ramionach swojego porywacza.
~*~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Wiem, że mam dzień opóźnienia, ale szczerze powiedziawszy, kiedy wczoraj w końcu usiadłam na komputer, to zupełnie zapomniałam o tym poście. Jestem podła, wiem ;_;
Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę mi się udał.
Chyba tyle...
Pozdrawiam,
Evansik ;)
Rozdział bardzo mi sie podoba ! Bardzo dobrze opisana ta sytuacja +18 , że w sensie nie przesadzona i nie taka obleśna.. :P , Życze dużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział !!
OdpowiedzUsuńCudownieee!! Kocham twone blogi !! <3 zajebiscie piszesz :)))
OdpowiedzUsuń@luvmyniallers
cudooo ! =3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie boski rozdział! I nareszcie jest Zayn! Jupi jej :D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział. Biedna Madi znowu się załamie...
OdpowiedzUsuńNominuję twojego bloga do Libster Awards więcej informacji szukaj tutaj -----> http://warriorisback.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń